„Leasing Beats” i „Type Beats” - przyszłość produkcji muzycznej? (cz. II)
W pierwszej części naszego tekstu skoncentrowaliśmy się na zjawisku leasingu bitów, które okazuje się być ciekawą alternatywą dla standardowych układów biznesowych pomiędzy producentem a wytwórnią. Teraz przyszła pora na zagadnienie z którym wiąże się zdecydowanie więcej kontrowersji, czyli "type beats".
Jak powiedzieliśmy już w pierwszej części tego opracowania zarówno "leasing beats" jak i "type beats" to kreatywne narzędzia marketingowe dzięki którym możemy skutecznie zaistnieć w sieci z oferowanym przez nas "contentem". Poprzez dodanie do tytułu produkcji ksywki znanego rapera lub też innego producenta, bezpłatnie przekierowujemy internetowy "ruch" na nasz utwór. Wykorzystujemy prawa rządzące w przestrzeni wirtualnej (SEO - search engine optimization) w taki sposób, aby stworzone przez nas bity były lepiej pozycjonowane. – Pojawienie się "type beats" wynika przede wszystkim z faktu, że internetowe wyszukiwarki stały się "mądrzejsze" – nie pozostawia wątpliwości Abe Batshon, założyciel serwisu BeatStars a więc jednej z największych platform na których twórcy sprzedają swoje bity. – Producenci postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i poza określaniem gatunku utworu, zaczęli również oznaczać podobieństwo do innych, dużo bardziej znanych artystów. Okazało się, że dzięki stale rozwijającym się algorytmom wyszukiwarek jest to niezwykle skuteczne narzędzie marketingowe – dodaje. Na bardzo podobnej zasadzie działają blogerzy czy youtuberzy, którzy chcąc zainteresować swoimi treściami jak największą liczbę osób korzystają z zasad SEO. Skąd więc wspominane na wstępie kontrowersje?
Istnieje silna opozycja wobec producentów tworzących "type beats" – są oni oskarżani o kopiowanie czyjegoś stylu oraz brak kreatywności. Jak wiadomo oryginalność w rapie ma wartość fundamentalną i niekiedy sam zarzut o bycie tzw. "xerobojem" skutkuje utratą wiarygodności a w konsekwencji środowiskowym ostracyzmem. Bywa, że nawet jeśli przedstawimy argumenty przemawiające na naszą korzyść to tak jak w starym dowcipie "niesmak pozostaje" i takiej łatki pozbyć się jest już niezwykle trudno. Wydaje się, że podobny mechanizm mógł zadziałać w przypadku "type beats", więc tym bardziej warto przyjrzeć się sprawie nieco bliżej.
Don't hate the player hate the game
O tym jak trudno zainteresować swoją twórczością kogoś więcej niż tylko najbliższą rodzinę i kilku kolegów z klasy przekonuje się już drugie albo i trzecie pokolenie domorosłych producentów. Trudności z tym związane wynikają z bardzo różnych przyczyn, które dodatkowo wraz z upływem lat również podlegają ewolucji. W czasach kiedy nielimitowany dostęp do internetu dla wielu z nas istniał jedynie w sferze marzeń naturalnym sposobem dystrybucji własnej muzyki wśród znajomych były wypalane w domu płyty CD-R. Nierzadko towarzyszyła im okładka stworzona w programie Paint tak aby całość sprawiała wrażenie produktu jak najbardziej profesjonalnego. Siłą rzeczy zasięg oddziaływania kolportowanej w ten sposób muzyki był mocno ograniczony. W końcu przyszedł jednak moment w którym coraz więcej osób miało w domach tzw. "stałe łącze" i platformy takie jak MySpace, YouTube czy trochę później Soundcloud sprawiły, że rozdawanie płyt nie było już konieczne. Teraz w bardzo prosty sposób mogliśmy dotrzeć ze swoją muzyką do odbiorców z całego świata. Jak się później okazało niestety tylko teoretycznie, bo choć wielu nastoletnich użytkowników internetu nie musiało już w obawie przed rodzicami przykrywać kocem głośno piszczącego modemu to pojawił się inny problem. Wszyscy zrozumieli, że zasoby sieci są nieprzebrane.
Pojawienie się "type beats" wynika z faktu, że internetowe wyszukiwarki stały się "mądrzejsze". Okazało się, że oznaczanie podobieństwa do innych artystów jest skutecznym narzędziem marketingowym. (Abe Batshon)
Jak w takiej sytuacji wyróżnić się na tyle aby ludzie sprawdzili akurat nasz utwór? Wydawałoby się, że wystarczy jeśli dany kawałek będzie po prostu jakościowo dobry ale niestety to tylko jeden z elementów decydujących o naszym sukcesie bądź porażce. Dość powiedzieć, że przy tak ogromnej nadpodaży muzyki o istnieniu wielu, niekiedy wartościowych artystów nigdy się nie dowiemy. Aby niejako ułatwić nam dostęp do swoich produkcji twórcy zaczęli skrupulatnie określać charakterystykę utworów poprzez dodawanie tagów. Dzięki temu w prostszy sposób mogliśmy odnaleźć kawałki utrzymane w bliskiej nam stylistyce (genre) albo odpowiadające naszemu aktualnemu stanowi ducha (mood). Jedną z pierwszych platform na których młodzi producenci testowali skuteczność tagowania swoich numerów był Soundclick. Strona stanowiła dla nich znakomity poligon doświadczalny, ponieważ nie podawało się tam "normalnego" tytułu utworu a funkcjonowały jedynie tagi. Swego czasu był to największy serwis gromadzący producentów i zdaniem niektórych to właśnie z tamtej społeczności pochodzi osoba, która jako pierwsza stworzyła "type beat" – Bez wątpienia był to ktoś z Soundclicka – mówi Menace, producent odpowiedzialny m.in. za bit do numeru Desiignera pt. "Panda" – Dopiero kiedy okazało się, że to zdaje egzamin type beats pojawiły się również na YouTube – dodaje twórca z Manchesteru. Tamten moment, na chwilę przed tym jak "type beats" dosłownie "zalały" YouTube wspominał ostatnio w naszym wywiadzie Chris Carson, kiedy opowiadał jak duży wpływ na liczbę wyświetleń jego pierwszych produkcji umieszczonych na YT miały ich tytuły – Bity opisane jako „West Coast Beat” albo „Sad Piano Beat” były zdecydowanie najbardziej popularne. Z perspektywy czasu żałuję, że w tamtym okresie nie rozwinąłem platformy na której mógłbym sprzedawać leasingi – mówił nam członek duetu producenckiego Young Veteran$.
Dzisiaj YouTube jest bez wątpienia największym bastionem dla producentów tworzących "type beats". Platforma pełna jest bitów, które w swoich tytułach mają ksywki najlepszych raperów z Zachodu i być może obserwujemy właśnie punkt kulminacyjny w historii omawianego zjawiska. Opiniotwórczy portal Mass Appeal jako "Type Beat Year" podsumował już co prawda rok 2017 ale wydaje się, że ostatnie 12 miesięcy obfitowało w "type beats" co najmniej w takim samym stopniu. Ich ogromna popularność wynika w dużej mierze z przykładów raperów z mainstreamu, którzy poszukując podkładów na swoje wydawnictwa sięgali właśnie po "type beats".
Mamo to grają w TV
Dla ogromnej rzeszy początkujących producentów jedną z najważniejszych motywacji do działania jest pragnienie pojawienia się na albumie swojego ulubionego rapera czy wokalisty. I choć często spełnienie tego marzenia skutkuje jedynie rozczarowaniem, bo niestety dla wielu twórców ten debiutancki bit nie okazał się żadnym przełomem to jednak perspektywa zobaczenia swojej ksywki na płycie w przysłowiowym Empiku stale rozpala umysły aspirujących artystów. Nic więc dziwnego, że tak wielu beatmakerów tworzy "type beats" skoro coraz więcej raperów okupujących pierwsze miejsca list przebojów przyznaje, że z nich korzysta. Postacie takie jak ASAP Rocky, Joey Bada$$ czy Post Malone nie ukrywają, że podczas pracy nad kolejnymi projektami wpisywali w wyszukiwarkę na platformie YouTube swoją ksywkę oraz frazę "type beat". – Sądzę, że to świetny patent dla początkujących producentów aby zaistnieć w branży – mówi Lanek, producent znany chociażby ze współpracy z Białasem z którym właśnie wydał drugi wspólny album pt. "HYPER2000" – Globalna skala zjawiska daje możliwość nawet "przypadkowego" trafienia na krążki znanych artystów. Obecnie niemały procent rodzimych producentów tworzy "type beats", co może w przyszłości poprawić naszą sytuacje na światowym rynku. Wiem, że właśnie w taki sposób jeden z polskich beatmakerów znalazł się na płycie Chief Keefa – dodaje Lanek. Rzeczywiście kilka lat temu Radosław Sobieraj, ukrywający się pod pseudonimem Young Ravisu, wrzucił do sieci podkład o tytule "Finally Rich type beat", który nawiązywał do nazwy ostatniego albumu amerykańskiego rapera. Okazało się, że Chief Keef a więc jeden z najbardziej popularnych twórców, jeżeli chodzi o trap czy mumble szukał właśnie muzyki na swój nowy projekt wpisując na YouTube dokładnie tę frazę.
"Type beats to świetny patent dla początkujących producentów aby zaistnieć w branży. Globalna skala zjawiska daje możliwość nawet "przypadkowego" trafienia na album znanego artysty. (Lanek)
Efekt był taki, że 18-letni wówczas Young Ravisu trafił na jego mixtape i zdaniem niektórych recenzentów owocem tej współpracy był jeden z najciekawszych utworów jaki znalazł się na płycie. Historia Radosława Sobieraja jest jedną z tych, które bardzo mocno oddziałują na wyobraźnie początkujących producentów - oto nikomu nieznany chłopak z Gliwic trafia na mixtape gwiazdy z USA, udziela kilku wywiadów zagranicznym portalom (m.in. Complex) i wydaje się, że świat stoi przed nim otworem. Co prawda, przynajmniej jak narazie żadna z jego produkcji nie powtórzyła sukcesu tej, która znalazła się na "Bang, Part 2" ale mamy nadzieję, że Young Ravisu jeszcze o sobie przypomni i nie będzie zapamiętany jedynie jako producencki "one-hit wonder".
Twórcy "type beats" oczywiście marzą aby powtórzyć podobną historię ale nawet jeśli ich produkcje nie zainteresują raperów z mainstreamu to przecież w "podziemiu" na swoją szansę czeka mnóstwo nikomu jeszcze nie znanych nawijaczy. Na jednego z nich trafił szwedzki producent Izak, który od jakiegoś czasu wrzucał na swój kanał YT kolejne produkcje – Robiłem "type beats" dzięki czemu systematycznie przybywało mi subskrypcji – mówił w materiale dla Genius. – Kiedy wgrałem jeden z bitów mój kanał po prostu eksplodował. Mnóstwo młodych raperów nagrywało do niego swoje zwrotki i właśnie wśród nich był też YBN Nahmir – Izak opowiada o powstaniu jednego z najpopularniejszych kawałków 2017 roku, czyli "Rubin Off The Paint" (liczba wyświetleń klipu do tego numeru w jeden dzień przekroczyła milion). – Bardzo szybko zrozumieliśmy, że ten numer zmieni nasze życie – podsumował Izak.
Internet Money
Osobą, która przeniosła "type beats" oraz "leasing beats" na inny level jest pochodzący z Jacksonville na Florydzie, Taz Taylor. Jak sam mówi nie pamięta tytułu pierwszego bitu jaki sprzedał ale doskonale wie ile na nim zarobił - 250$, czyli równowartość swojego miesięcznego uposażenia, które otrzymywał jako początkujący grafik. Ten podkład podobnie jak wszystkie jego produkcje z tamtego okresu powstawały na pożyczonej kopii programu Reason w sypialni jego matki. Robił bity bez przerwy - od zmierzchu do świtu i choć przyznaje, że początkowo nie były one wyjątkowe to jednak w pół roku udało mu się zarobić na nich 12 tys. dolarów. Wszystkie pieniądze uzyskał z udostępniania licencji na swoje bity młodym raperom ale nie lubi kiedy mówi się, że to on rozpropagował tzw. "leasing business" – Ludzie sprzedawali leasingi bitów zanim po raz pierwszy sięgnąłem po kontroler MIDI – mówił w wywiadzie dla DJBooth – Ja byłem tylko jednym z pierwszych, który otwarcie mówił o tym ile można w ten sposób zarobić – dodawał. Wraz z kolejnymi produkcjami jego rozpoznawalność rosła a on sam stawał się jednym z liderów internetowej społeczności producentów. W pewnym momencie zdecydował się powołać do życia kolektyw Internet Money.
Taz Taylor (fot. http://www.xxlmag.com/news/2018/10/studio-session-taz-taylor-interview/)
Aktualnie w jego skład wchodzi 15 producentów, którzy głośno i wyraźnie domagają się szacunku oraz godnego wynagrodzenia za swoją pracę. Taz Taylor od samego początku swojej działalności starał się zachęcać innych twórców do kreatywnego omijania mechanizmów rządzących rynkiem muzycznym. Szczerze przyznaje, że taka praktyka zapewniła mu niezależność finansową, jednak cała atmosfera wokół "type beats" od dawna była dla niego męcząca. – Jesteśmy świadkami wojny pomiędzy "industry producers" a "internet producers" – Taylor mówił w rozmowie z serwisem Revolt.tv o krytyce z jaką się spotyka – Zarzucają nam, że psujemy rynek ale to nieprawda. Robimy tylko to co musimy. W ten sposób zarabiamy pieniądze i nie pozwolę nikomu obrażać żadnego twórcy działającego w internecie – to nie pierwszy raz kiedy Taz Taylor staje w obronie beatmakerów sprzedających licencje oraz tworzących "type beats". Do legendy przeszedł wpis na Twitterze zasłużonego 9th Wondera, który napisał: "Note to producers; don't be a "type beat" style producer...". Niestety niedługo później cała dyskusja pomiędzy Taz Taylorem a 9th Wonderem wspieranym jeszcze przez Statik Selektah została usunięta, więc nie możemy jej dziś już dokładnie prześledzić ale założyciel Internet Money niejednokrotnie odnosił się do tej sytuacji jak i stale powracających zarzutów o kopiowanie czyjegoś stylu – Nigdy nie tworzę bitów myśląc o konkretnym raperze, chyba że właśnie czeka na mnie w studiu. Staram się po prostu zrobić dobry podkład i nigdy nie miałem intencji żeby skopiować czyjś styl. Kiedy ja albo ktoś z naszej ekipy zrobi bit wrzucamy go na konwersacje grupową i wspólnie zastanawiamy się, który raper najlepiej by tu pasował. Jego ksywka w tytule to tylko wskazówka dla klientów, którzy kupują naszą muzykę – tłumaczy Taylor.
Słowa producenta z Florydy jednak nie wszystkich przekonują - wśród otwartych krytyków "type beats" możemy wymienić takich artystów jak Statik Selektah, Illmind, Alex Tulay, czy wspomniany wcześniej 9th Wonder. Również na naszym krajowym podwórku niektórzy twórcy zauważają wady tego zjawiska – Z pewnością minusem "type beats" jest fakt, że producenci nie szukają swojego własnego stylu – nie ma wątpliwości Gedz – Po prostu nie muszą, bo koncentrują się tylko na tym aby trafić w gust potencjalnego klienta, czyli w tym przypadku rapera – dodaje autor znakomitego krążka "247365". Trudno nie odmówić mu racji, bo faktycznie pokusa szybkiego zgromadzenia dużych zasięgów oraz perspektywa trafienia na album naszego idola jest niezwykle nęcąca. Nie możemy jednak zapominać, że taka sytuacja jest przede wszystkim... iluzoryczna. – Dzieciaki muszą patrzeć na to wszystko realistycznie – jeszcze raz mówi Taz Taylor – Nikt nie ma gwarancji, że zarobi takie pieniądze jak my, tylko dlatego że będzie korzystał z tych samych metod. To nie takie proste – dodaje. Prawdopodobieństwo powtórzenia historii Young Ravisu albo Izaka jest naprawdę niewielkie i choć nie oznacza to też, że nie należy próbować swoich sił w "leasing business" czy w tworzeniu "type beats" to jednak warto pamiętać, że to tylko jedna z wielu dróg. Umiejętność stworzenia bitu w stylu innego producenta może a nawet powinna być punktem wyjścia do dalszych muzycznych poszukiwań.
Nie ma skróconych dróg
"Type beats", "leasing beats" czy jakiekolwiek inne zjawisko, które pojawi się w świecie producentów jako następne, powinno się traktować przede wszystkim w kategoriach kolejnego narzędzia, jakie mamy w swoich rękach. Jeżeli początkujący producent marzy o tym aby żyć ze swojej pasji, jaką jest muzyka to z pewnością omijanie pośredników i stworzenie własnej witryny z leasingami czy dodawanie do tytułów utworów pseudonimów znanych raperów mogą w tym pomóc. Na początku tego tekstu napisaliśmy, że jakość produkcji to tylko element, który składa się na ewentualny sukces i to oczywiście prawda ale ostatecznie przyjdzie moment jego weryfikacji. Wtedy niezależnie od tego czyja ksywka znalazła się w nazwie kompozycji decydujące będą umiejętności oraz styl prezentowany przez producenta. Bo dobry bit to zawsze dobry bit, niezależnie od nadanej mu nazwy.
Nie tworzę bitów myśląc o konkretnym raperze. Staram się po prostu zrobić dobry podkład i nigdy nie miałem intencji żeby kopiować czyjś styl. Ksywka rapera w tytule to tylko wskazówka dla klientów, którzy kupują naszą muzykę. (Taz Taylor)
Niejeden uznany już dzisiaj producent przygodę z tworzeniem muzyki zaczynał od rozłożenia na czynniki pierwsze utworów swoich ulubionych artystów. Taką drogę przeszedł chociażby Rumak, znany przede wszystkim ze współpracy z Taco Hemingwayem – Uważam że przestudiowanie stylistyki innych artystów to dobry sposób na poszerzenie własnego warsztatu i podpatrzenie paru ciekawych patentów – powiedział nam autor warstwy muzycznej takich płyt jak "Układ Warszawski", "Umowa o dzieło" czy "Marmur" – Osobiście nie widzę w zjawisku "type beats" niczego złego. Jasne, można się spierać, że emulowanie innych producentów to praca odtwórcza i mało kreatywna, natomiast pamiętajmy że mówimy tu raczej o młodych producentach - własny styl wyrobi się z czasem – dodaje. Zarzuty w stosunku do producentów tworzących "type beats" o kopiowanie czyjegoś stylu zapewne w jakimś procencie są uzasadnione. Bez wątpienia wśród ich twórców znajdą się tacy, którzy całą swoją działalność opierają jedynie na powielaniu patentów podpatrzonych u innych. Warto jednak pamiętać, że kopiowanie jest dużo starszym zjawiskiem niż stosunkowo młode przecież "type beats" (mówił o tym m.in. DJ Pain1 w portalu Genius). Oczywiste jest, że gdyby dzisiaj nowy album opublikował Drake to jutro bylibyśmy świadkami "oblężenia" platformy YouTube przez setki tysięcy utworów o tytule "Drake Type Beat". Wśród tych wszystkich kawałków pewnie część przypominałaby instrumentale z dotychczasowych nagrań Kanadyjczyka ale na pewno byłyby też tam utwory, których twórcy chcieli jedynie "załapać się" na często wyszukiwane hasło w Google. W ten sposób działa internet i trudno potępiać tych, którzy szybciej od innych nauczyli się nowych zasad gry.