KPSN – Dopiero się rozpędzam
Na rynku właśnie pojawiło się pierwsze oficjalne wydawnictwo producenta oraz rapera o pseudonimie KPSN. Osoby śledzące polską scenę hip hopową z pewnością nie będą miały problemów ze zidentyfikowaniem tej postaci, gdyż dotychczas wypuszczał sporo solowych numerów ale współpracował też z takimi raperami jak m.in. Sarius, Onar czy Bonson. Temu ostatniemu wyprodukował cały album pt. "Bonson postanawia umrzeć" i jak przyznaje był to dla niego moment przełomowy. Pomimo, że debiutancki album KPSN-a nosi tytuł "Nie masz pytań" to po jego odsłuchu pojawiło się kilka zagadnień, które zdecydowaliśmy się poruszyć w naszej rozmowie.
W kawałku „Czysty sampling” wspominasz takie postacie jak Bogna Świątkowska czy Hirek Wrona a więc bez wątpienia osoby, który miały ogromny wpływ na rozwój hip hopu w Polsce. To ciekawe, bo większość raperów młodego pokolenia raczej nie odwołuje się do tych czasów w swoich tekstach.
KPSN: Urodziłem się w 1993 roku i wydaje mi się, że razem z moimi rówieśnikami załapaliśmy się jeszcze na ten „korzenny” hip hop. Rzecz jasna dzisiaj również taki rap powstaje ale tych „stylówek” jest aktualnie zdecydowanie więcej. Można się z tego tylko cieszyć, bo jest czego słuchać ale z drugiej strony tych wartościowych rzeczy trzeba dłużej szukać. Tego w jaki sposób je rozpoznawać uczyła mnie m.in. Bogna, ponieważ w wieku 13 czy 14 lat razem z moim kuzynem słuchaliśmy jej legendarnych audycji nagranych na kasety. To w ogóle był czas kiedy jak gąbka chłonąłem muzykę takich artystów jak Pezet/NOON, Małolat/Ajron, Flexxip czy Grammatik. Jednocześnie nie ograniczałem się jedynie do tzw. „truskulu”, bo byłem też na bieżąco z rzeczami od Piha i Borixona a więc raperów, których trudno opisywać w ten sposób.
Wtedy też postanowiłeś spróbować swoich sił w muzyce?
Można tak powiedzieć, ponieważ jeszcze w podstawówce nauczyciel od angielskiego pokazał mi program Fruity Loops. Szczerze mówiąc początki nie były proste i dość szybko rzuciłem to w kąt. Na poważnie wróciłem do tematu w trzeciej gimnazjum, kiedy zacząłem nagrywać pierwsze numery pod zagraniczne instrumentale. Nawijanie po raz kolejny do „Living Proof” składu Group Home szybko mi się jednak znudziło, więc szukałem bitmejkerów na platformie Myspace. Wysyłałem im moje zwrotki, ale większość odpowiadała, że muszę jeszcze potrenować. W sumie mieli rację, bo kiedy dzisiaj słucham tamtych wersów to sam się do siebie uśmiecham nie dowierzając, że naprawdę to nagrałem. Wówczas spadło na mnie trochę krytyki ale tylko napędziło mnie to do działania i postanowiłem, że sam wyprodukuje sobie album. Miałem bardzo silną, wewnętrzną potrzebę wypuszczenia płyty, która finalnie okazała się trochę depresyjna.
Dzisiaj żałujesz, że tak szybko publikowałeś swoje pierwsze numery?
Niczego nie żałuję, bo cały czas uczę się na swoich własnych błędach. Poza tym, może właśnie to akurat dobrze, że od razu udostępniałem moje kawałki? Nie chcę teraz gdybać ale jestem przekonany, że konstruktywna krytyka stymuluje do rozwoju i mi na pewno w jakimś stopniu pomogła. Zwłaszcza na dalszych etapach mojej muzycznej drogi.
W numerze „Samouk” rymujesz: „zawsze samouk, metodą prób i błędów, nie skumasz tego nawet jak masz w opór sprzętu”. W ten sposób poznawałeś program Fruity Loops?
Dokładnie, nie jestem zwolennikiem oglądania tutoriali w internecie. Od zawsze w produkcji bitów najbardziej jarał mnie sampling – to, że dźwięki pochodzące z jakiegoś kawałka można wykorzystać w zupełnie nowy sposób. Uwielbiam ciąć starsze numery, niezależnie od gatunku muzycznego jaki prezentują. Często zgrywam próbki prosto z płyt winylowych, czasami zagram własną melodię na wtyczkach i dopiero potem ją sampluję. Na początku najczęściej korzystałem z wtyczek takich jak Slicer albo Slicex, natomiast dzisiaj będzie to Serato Sample. Staram się robić bity w taki sposób aby nikt nie zorientował się skąd pochodzą użyte w nich próbki. Dużym krokiem naprzód był moment, kiedy dowiedziałem się, że istnieje coś takiego jak korekcja, saturacja czy kompresja. Wtedy skumałem, że jestem w stanie „ukręcić” moje własne brzmienie. I tak kręcę do dzisiaj, czasem z lepszym a niekiedy z nieco gorszym skutkiem.
Miałeś kogoś kto przynajmniej na początku podpowiadał ci trochę w kwestiach technicznych?
Odkąd pamiętam w Zambrowie z którego pochodzę funkcjonowała lokalna scena i właśnie osoby z tamtych składów w jakiś sposób nakierowały mnie na odpowiednie tory. Pamiętam jak Ogier z grupy Samuraj powiedział mi, że muszę mieć mikrofon dynamiczny Shure SM 58 albo pojemnościowy MXL 990. Rzeczywiście jak już kończyłem gimnazjum kupiłem tego Shure’a a moi starsi koledzy pospawali do niego metalowy statyw. Tego typu narzędzia składały się na zestaw jakim dysponowaliśmy w miejscówce u kumpla, gdzie spotykaliśmy się nagrywać.
W twoich produkcjach słychać, że wychowałeś się na bitach NOON-a i Ajrona. O tym zresztą też wspominasz na płycie „Nie masz pytań”.
Tak było i przyznaje, że w moich wcześniejszych rzeczach te inspiracje były bardzo słyszalne – pamiętam, że niekiedy rezygnowałem nawet z jakiegoś bitu, jeśli ten klimat był już za mocny. Wiele osób w tamtych czasach zarzucało mi, że robię „ksero”, pewnie teraz również pojawią się podobne głosy ale nie dbam o to. Mogę powiedzieć, że wypracowałem własny styl a ostatnio nawet wyhaczyłem na jakiejś grupie z bitami do sprzedania, że ktoś oferował „KPSN TYPE BEAT”. Na początku mnie to trochę zirytowało, lecz potem się tylko zaśmiałem. Generalnie sama idea „type beats” jest dla mnie niesmaczna ale niech każdy robi to co uważa za stosowne. Ich produkcje, ich kredki – niech malują.
Wielu bitmejkerów, którzy zajmują się tworzeniem tego typu produkcji broni się mówiąc, że jest to świetna forma ćwiczenia swojego warsztatu.
Akurat z tym mogę się zgodzić. Zresztą sam „flipowałem” znane sample z klasyków dla treningu ale zawsze starałem się robić to po swojemu. Problem widzę w ślepym podążaniu za trendami panującymi w Stanach. Tam producenci zaczęli robić drum kity, czyli paczki z próbkami bębnów, gdzie można znaleźć też gotowe loopy. Sięganie po te pętle uważam za pójście na łatwiznę – dajmy na to, zrobisz „trapową” perkę w trzy minuty, podłożysz pod nią loop, dograsz bas z 808 i chcesz za to tysiaka? No nie widzę tego.
Ty nadal pracujesz w FL Studio?
Tak, to moje główne narzędzie ale czasami działam też w Abletonie. Traktuje to jednak przede wszystkim jako odskocznie pozwalającą mi wpaść na jakieś nowe pomysły. Na koniec zawsze wracam do FL’a, którego mam naprawdę dobrze rozpracowanego. Staram się nie działać schematycznie ale to naturalne, że po tylu latach pracy mam już swoje patenty na to narzędzie. Pilnie pracuje nad tym aby coraz bardziej rozbudowywać moje produkcje pod względem aranżacyjnym, co na pewno będzie słychać na nowych rzeczach. Na „Nie mam pytań” trafiły jeszcze bity sprzed roku czy nawet dwóch – chciałem po prostu zamknąć tamten etap całym krążkiem.
Zdradzisz jeden z tych patentów o których mówisz?
Mogę opowiedzieć o dość prostym zabiegu, bo słyszę ostatnio dużo bitów w których nie ma przestrzeni na perkusję, bass czy cokolwiek innego. Szwankuje tu przede wszystkim korekcja melodii oraz instrumentów. Podbijam zazwyczaj jedynie średnie częstotliwości na hi-hat’ach i werblu, za to sporo ścinam „dołu” w samej w melodii. I wtedy robi mi się miejsce na perkusję. Przede wszystkim stosuje sidechain stopy na ścieżce bassu.
Sprawdzałeś jakie możliwości daje FL Studio 20?
Testowałem najnowszą wersje FL’a ale największe zaufanie mam jednak do numeru 11. W FL Studio 12 wprowadzono wektorową grafikę, która mi zupełnie nie odpowiadała, choć zdaje sobie sprawę, że to bardzo subiektywne. Każdy jednak zauważy, że FL Studio 11 to ostatnia wersja programu, gdzie była wtyczka "Effector" przypominająca emulacje Korga Kaoss Pada. Miała bardzo fajny efekt bitcrusher, który generował super „feeling”. W dużej mierze to właśnie dzięki temu pluginowi tak mocno pokochałem FL Studio, bo od zawsze uwielbiałem „brudzić” moje produkcje. Dużą zaletą „jedenastki” był też fakt, że działała w zasadzie na każdym sprzęcie. Od zawsze jestem wierny Lenovo Thinkpad, czyli biznesowym laptopom robionym na dobrych podzespołach. Kupiłem kiedyś używany model i FL Studio bez problemu „ciągnął” z całą masą efektów.
A nie myślałeś nigdy o hardwarze?
Przez jakiś czas miałem MPC 1000 ale ostatecznie zrezygnowałem z jego używania. Może gdybym od początku stawiał na nim moje pierwsze muzyczne kroki byłoby inaczej? Bo generalnie to jest mega fajny sprzęt, tylko wymaga naprawdę dużej cierpliwości a z tym u mnie bywa różnie. FL Studio daje mi ogromną wygodę – w kwadrans potrafię zrobić szkic numeru. Zdaje sobie sprawę, że niektórzy potrafią zrobić to samo na MPC ale pamiętam, że samo ułożenie bębnów zajmowało mi kawał czasu.
Powiedziałeś, że pracujesz nad tym aby twoje nowe produkcje były bardziej rozbudowane aranżacyjnie – widzisz jeszcze u siebie jakieś obszary, które chciałbyś poprawić?
Uwielbiam proste rzeczy, tylko robione ze smakiem. I co ważne, proste ale nie prostackie. Na pewno chciałbym komponować fajniejsze melodie, które chwytają już po pierwszym odsłuchu, do tego lepsze perkusje, które od razu zmuszają do tupania nogą. Jeżeli chodzi o moją „nawijkę” to na pewno chcę poprawić technikę oraz samą emisję głosu. W jakim kierunku to będzie podążać? Nie wiem, wszystko wyjdzie w praniu, bo zawsze działam pod wpływem chwili. To wszystko ma też dawać frajdę i satysfakcję. To zawsze będzie przede wszystkim „pasją”, nawet jeśli będę zarabiał na tym hajs.
Płyta z Bonsonem to był dla ciebie przełomowy moment?
Na pewno był to moment w którym przeszedłem na wyższy poziom produkcji. Z Damianem poznaliśmy się na jego koncercie w Białymstoku. Spytałem go wtedy czy mógłbym podesłać mu jakieś bity a on od razu się zgodził. Później, kiedy pracowałem nad EP-ką „Jeszcze nie teraz” zaprosiłem go do jednego z utworów. Numer bardzo mu się spodobał a potem sam do mnie napisał, że szuka bitów na nowy projekt. Ostatecznie skończyło się na tym, że wyprodukowałem mu całą solówkę.
Przy okazji swoich projektów za wszystko odpowiadasz sam – robisz bity, nagrywasz pod nie zwrotki, potem miksujesz i masterujesz wszystkie kawałki. Do tego teraz sam wydajesz „Nie masz pytań”, czyli swoje pierwsze oficjalne wydawnictwo. Nie za dużo tego?
Przy pracy nad „Nie masz pytań” sporo speców od postprodukcji przygotowało mi próbki tego jak mógłby brzmieć ten materiał i zwyczajnie mi się to nie spodobało. Gdzieś po drodze zgubili mój „feeling” oraz spójność na której od początku bardzo mi zależało. Na pewno nadal będę miksował moje albumy samodzielnie ale jeśli chodzi o mastering to zastanawiam się czy przy okazji kolejnego materiału nie zwrócić się z tym do profesjonalistów. Płytę wydaje sam, bo generalnie nie chciałem bawić się w wysyłanie demówek do wytwórni. Oczywiście kilka wysłałem ale nie liczyłem raczej na jakiś odzew. A skoro jakiś czas temu powiedziałem, że pora na legalny album no to nie rzucam słów na wiatr i po prostu to zrobiłem!
Nawijasz, że „wpadłeś przypomnieć czym jest boom bap” ale nie przeszkadza Ci to w użyciu efektu auto-tune przy okazji numeru „Z gwinta”. Wcześniej nagrywałeś ze Szpakiem i Frostim Rege, więc to nie jest tak, że z góry odrzucasz to wszystko co dzieje się w tzw. „nowej szkole”.
Mam bardzo prostą zasadę: jeśli coś jest dobre, to po prostu tego słucham. Z kolei, jeśli jest przekombinowane albo kiczowate to przewijam dalej. Moim zdaniem auto-tune jest spoko, jeśli wykorzystuje się go z umiarem. Nie jestem zatwardziałym obrońcą „starej szkoły” – chciałbym robić „starą szkołę” na nowych bitach. I mój nowy projekt będzie oscylować w takim właśnie klimacie. W trapowej stylistyce sprawdziłem się już dawno i cały czas to robię.
Na koniec wróćmy do tego o czym mówiłeś wcześniej a więc dosyć ciężkiej tematyki poruszanej przez ciebie w numerach. Na „Nie masz pytań” próżno szukać lekkich kawałków…
Nie lubię ściemniać pod publikę i udawać kogoś kim nie jestem. To płynie prosto ode mnie z serducha i nie ma w tym żadnej kreacji. Najbardziej cenię sytuacje, kiedy słuchacze mogą utożsamiać się z moimi wersami a jest to możliwe chyba tylko wtedy, kiedy jest to „real talk”. Album właśnie wyszedł, więc zobaczymy jak będzie tym razem ale i tak dopiero się rozpędzam.