Restrict Flavour
Nasz kolejny gość ma już na swoim koncie krótsze wydawnictwa zwiastujące jego duży potencjał a jednocześnie będące obietnicą dotyczącą jakości nagrań, które dopiero usłyszymy. Trudno jednak powiedzieć kiedy będziemy mieli okazje posłuchać pełnoprawnego wydawnictwa artysty kryjącego się pod pseudonimem Restrict Flavour. Z jednej strony nie może to dziwić - w przyszłym roku podejdzie do egzaminu maturalnego. Patrząc jednak na sprawę szerzej Adrian Kryczkowski, bo tak naprawdę nazywa się przyszłoroczny maturzysta, jest z pokolenia, które myśli o muzyce zupełnie inaczej niż jego starsi koledzy po fachu. Oznacza to m.in., że kwestionuje konieczność współpracy z wytwórnią oraz potrzebę wydawania muzyki na fizycznych nośnikach. Pozornie to nic nowego, przecież słyszeliśmy już o tym wcześniej – tym razem jednak słowa oraz sama osoba, która wypowiedziała je z ogromną pewnością siebie uzmysławiają dokonany już przełom w myśleniu o wydawaniu muzyki.
Jak znajomi ze szkoły reagują na to, że produkujesz muzykę?
Restrict Flavour: W szkole jestem całkowicie anonimowy, ale szczerze mówiąc, to mi odpowiada. Oczywiście niektórzy wiedzą, co robię i czasem nawet przychodzą na imprezy, na których gram. Wydaje mi się jednak, że większość z nich nie traktuje mojej działalności muzycznej poważnie.
Remiks utworu „Ego” formacji RYSY nic w tym względzie nie zmienił?
Ludzi w moim wieku w ogóle nie interesuje, kto wyprodukował dany kawałek. Przynajmniej ci, których znam i spotykam, na to nie patrzą. Kiedy mówiłem, że wydaję remiks dla U Know Me Records, to nie bardzo wiedzieli, o co chodzi. Było trochę lepiej, kiedy powiedziałem, że to remiks kawałka, w którym śpiewa Justyna Święs z The Dumplings.
Z tego wynika, że licealiści raczej nie słuchają polskiej elektroniki.
Nie wiem, czy nie słuchają, ale wśród znajomych z mojego otoczenia wielu sprawdza jedynie najbardziej popularnych artystów, czyli tych, których można usłyszeć w radiu. Na pewno znajdzie się kilku fanów rocka i gitarowych brzmień. Wydaje mi się jednak, że mimo wszystko grono osób, które śledzi nowości ze świata elektroniki szybko się powiększa i to mnie bardzo cieszy. Myślę, że jeśli utwór będzie dostatecznie chwytliwy, to na pewno dotrze do moich znajomych ze szkoły. Dla przykładu Flume do tej pory był znany tylko zorientowanym w temacie słuchaczom do czasu, gdy wypuścił remiks „You & Me” dla Disclosure i zaczęto go grać w radiu.
Jak bardzo ich preferencje odbiegają od Twoich?
Jakieś trzy-cztery lata temu większość muzyki znajdowałem na kanałach Youtube typu Majestic Casual. Teraz sprawdzam przeważnie swoich ulubionych producentów, czyli Ekali, Oshi, Hoodboi czy właśnie wspominany Flume. Gusta - jak wiadomo - są zawsze różne, jednak w jakimś stopniu się pokrywają.
Dla Ciebie to, że U Know Me zaakceptowało Twój remiks to nobilitacja?
Przychylam się do opinii Tego Typa Mesa, który powiedział gdzieś w wywiadzie, że jeżeli miałby pytać kogoś o muzykę elektroniczną, to uderzałby do U Know Me Records. Mam duży szacunek do tego, co robią i podziwiam, że utrzymują się na rynku przez tyle już lat. Doceniam ich ciężką pracę, ale - z drugiej strony - wydaje mi się, że dziś to bardziej wytwórnia potrzebuje artysty, a nie odwrotnie. Nie wiem, czy label jest mi teraz niezbędny. Dopóki jesteś niezależnym twórcą, to możesz wstać o 6 rano, powiedzieć sobie: „dziś wrzucam EP do sieci" i nie czekać na żadne konkretne daty czy decyzje innych osób. Uważam, że dzięki internetowi, różnym blogom i portalom społecznościowym artysta może działać na własną rękę i spokojnie da sobie radę. Pewnie jest to dużo trudniejsze, ale generalnie do zrobienia. Przynajmniej do pewnego momentu.
Wiesz, o czym mówisz, bo jeden z Twoich utworów miał ogromne liczby odtworzeń na Soundcloudzie. Do osiągnięcia dużej popularności rzeczywiście wsparcie wytwórni nie jest dzisiaj niezbędne.
Mój edit utworu Johna Legenda pt. „You And I” doszedł do 940 tys. odtworzeń, dopóki firma Sony nie wysłała pisma z żądaniem zdjęcia go z internetu. To była taka amatorska robota, bo wyciąłem z pasma na korektorze cały dół i pół środka. I w ten sposób z oryginału został wokal, który brzmiał jak ze starego radia. Dograłem do tego swoje akordy, całość odrobinę przyspieszyłem, a na koniec dodałem moją perkusję i bas. Ta ilość odtworzeń sukcesywnie rosła, ale najgorsze, że cały czas wrzucałem nowe utwory i nikt nie zwracał na nie uwagi. Ludzie słuchali tylko tego jednego numeru. Nie interesowało ich nic innego.
Nie planujesz wypuścić jakieś większego wydawnictwa? Być może wtedy więcej osób zwróciłaby uwagę na wszystkie utwory, które prezentujesz.
Ostatnio miała wyjść moja EP-ka, ale zrezygnowałem z takiej formy, ponieważ nie chciałem kazać ludziom na to czekać. Wszystko co zrobię, wrzucam od razu do internetu. Myślę, że teraz kiedy panuje era „artystów z Soundclouda” nie ma sensu wielotygodniowe zapowiadanie albumu i wypuszczanie promujących klipów, bo sprawdzają się tylko działania niestandardowe. Beyonce wrzuciła cały album bez wcześniejszych zapowiedzi. Być może w przyszłości ja też w ten sposób opublikuję od razu całą EP-kę. Już dawno uznałem też, że moja muzyka powinna być dostępna za darmo. Kiedy pojawiły się serwisy streamingowe natychmiast bardzo mi się to spodobało. Strasznie denerwuje mnie to, że jeśli należałbym np. do Zaiksu, to ktoś, grając mój kawałek na jakiejś imprezie bez odpowiedniej licencji, mógłby mieć z tego tytułu jakieś nieprzyjemności.
Z takim podejściem może być Ci w przyszłości trudno utrzymać się z muzyki.
Wiadomo, ale myślę, że artyści w Polsce i tak zarabiają na życie grając koncerty, a nie sprzedając płyty. Jestem fanem rozwiązań takich, jak w serwisie Bandcamp, gdzie każdy może podać kwotę, jaką chce zapłacić za muzykę. Oczywiście, jeśli ktoś chce fizyczną płytę, to wtedy cena jest już normalna.
Z jednej strony kontestujesz potrzebę wydawania muzyki na fizycznym nośniku, ale nie wierzę, że nie chciałbyś zobaczyć swojego winyla w jakimś dobrym sklepie muzycznym.
Nie zaprzeczam, że to fajna sprawa zobaczyć swoją płytę na półce w sklepie. Z drugiej strony Kanye West nie wydał swojego ostatniego albumu fizycznie. Płyta „The Life of Pablo” wyszła tylko w serwisach streamingowych i sklepach internetowych. Uważam to za bardzo ciekawe posunięcie. Bez wątpienia chciałbym kiedyś zobaczyć mój utwór albo całą EP-kę na winylu. Na razie jednak nie jestem gotów na większe wydawnictwa. To jeszcze nie ten poziom, ale w przyszłości … kto wie.
Bez wsparcia wytwórni trudno też o współpracę z uznanymi artystami, np. w zakresie miksu nagrań.
Miks wykonuję rzeczywiście sam, chociaż nie mam jeszcze dostatecznie opanowanej tej sztuki. Bardzo chcę się jednak jej uczyć i robić wszystko własnymi rękami. Dopiero niedawno po raz pierwszy oddałem mój utwór do miksu komuś innemu – był to remiks utworu „Vaga” zespołu SONAR, a zmiksował go Noon.
Trudno wyobrazić sobie bardziej kompetentną osobę.
Było to dla mnie pierwsze doświadczenie tego typu i myślę, że ostatnie. Lubię mieć kontrolę nad każdym aspektem mojego utworu. Mikołaj wykonał kawał dobrej roboty, ale chcę pracować nad swoim warsztatem i swoim brzmieniem. Myślę, że bardzo poprawiłem się w tym obszarze w ciągu ostatnich lat i ciągle uczę się wielu nowych rzeczy. Mimo, że wersja miksowana przez Noona wyszła oficjalnie, to ja wciąż na swoim telefonie słucham wersji po moim miksie.
Wiem, że pracujesz na Fruity Loopsie. To był program, gdzie stawiałeś swoje pierwsze kroki, jeżeli chodzi o produkcję?
Raczej tak, chociaż pojawił się taki moment, jak pewnie u każdego początkującego producenta, że zacząłem zastanawiać się nad innymi rozwiązaniami. Sprawdzałem więc różne programy, jednak Fruity Loops okazał się dla mnie najlepszy. Ostatnio kupiłem Maca, gdzie nie ma jeszcze natywnego FL tak, że ostatnie kawałki zrobiłem w całości na Abletonie. Mogłem oczywiście instalować Windowsa na Macu albo bawić się w jakieś emulacje, ale wolałem potraktować tą sytuację jako wyzwanie.
Słuchając Twoich ostatnich produkcji, możemy stwierdzić, że jemu sprostałeś. Pytanie, czy już zostaniesz przy Abletonie?
Czekam na wersję FL na Maca. Mimo tego, że umiem zrobić to wszystko w Abletonie i wiem, że dla wielu producentów jest to najlepszy program, to jednak i tak wolę Fruity Loopsa. Ableton oczywiście ma wiele fajnych udogodnień, jak np. zamrażanie ścieżek czy to, że automatyzacje są w jednym miejscu. Generalnie można powiedzieć, że Ableton jest bardziej uporządkowany, jednak w FL wypracowałem już skuteczne automatyzmy, które pozwalają mi sprawnie działać.
Z jakich wtyczek korzystasz?
Najchętniej korzystam z Sylenth1 oraz Xfer Serum. Raczej sam „kręcę” swoje brzmienia, czasami się zdarzy, że jakiś preset mi się spodoba, ale i tak muszę go odpowiednio zmodyfikować, aby wszystko fajnie brzmiało w utworze. Sylenth1 zdążyłem już trochę poznać i używam go głównie z przyzwyczajenia, bo jest bardzo intuicyjny. Stosunkowo niedawno poznałem Serum, czyli wtyczkę, nad którą pracował Deadmau5. Ma ona wielkie możliwości i jest dużo bardziej skomplikowana niż Sylenth1. Podczas pracy w Abletonie używam też dość sporadycznie pokładowego Operatora, którego stosuję do 8bitowych warpów czy najzwyklejszych szumów do tła. Natomiast z efektów bardzo cenię Glue Compressor od Cytomic, który jest już wbudowany w Abletonie, oraz darmowy pakiet wtyczek Kjaerhus Audio Classic Series. To zadziwiające, że bardzo często darmowe wtyczki są tak samo dobre, jak te renomowanych wielkich firm. Nie mogę sobie pozwolić na pakiety Waves czy Fabfiltra, więc szukam darmowych i skutecznych alternatyw, które jak na razie mnie nie zawodzą.
Do tego dochodzą jakieś zewnętrzne narzędzia?
Korzystam z monitorów Alesis Elevate 3 – są niewielkie, bo mam mały pokój. Grają lepiej od zwykłych głośników, ale nie spodziewałem się cudów. W końcu to bardzo niskobudżetowy sprzęt. Mój główny interface to Focusrite Scarlett Solo, który jest bardzo mobilny. Moim zdaniem, idealny dla początkujących. Wożę go ze sobą, kiedy gram imprezy, więc przy wyborze kierowałem się głównie rozmiarem, ale cena też była dla mnie ważna i okazało się, że to idealny wybór. Dwa lata temu kupiłem MPD26, a także klawiaturę midi – czterooktawową Samson Carbon. W lutym dostałem od rodziców na urodziny słuchawki Beyerdynamic DT 770. To wszystko mam w swoim pokoju na biurku.
Myślisz o jeszcze jakimś nowym sprzęcie?
Bardzo chciałbym mieć jakiegoś Mooga albo inny syntezator, ale zdaję sobie sprawę, że ich zakup wiąże się z ogromnymi kosztami. Znajomi ze szkoły śmieją się ze mnie, że zastanawiam się nad kupnem sprzętu za dwa czy trzy tysiące złotych i zupełnie mnie nie rozumieją. Gdy mam do wyboru kupno butów za tysiąc złotych lub słuchawek za tę samą cenę, to oczywiste, że wybieram słuchawki. Nie zdarza mi się odkładać pieniędzy na ubrania czy buty, co innego ze sprzętem. Teraz zbieram fundusze na jakieś lepsze monitory, może Launchpada. Później na pewno swoje zainteresowanie skieruję na syntezatory analogowe. Trochę potrwa, zanim uzbieram odpowiednią kwotę i pewnie rodzice jeszcze nie raz spytają, czy jestem normalny, ale ostatecznie stanie na moim. Sprawię sobie jakąś fajną zabawkę.
Większość z urządzeń, które wymieniłeś, wykorzystujesz również podczas swoich występów na żywo. Jesteś ciągle bardzo młody, więc pewnie te pierwsze występy, to było dla Ciebie duże przeżycie?
Mój pierwszy występ na żywo to była wspólna impreza z Da Vosk Doctą podczas juwenaliów ASP w Gdańsku. Jakiś czas później chłopaki z kolektywu 5:55 zaprosili mnie na organizowany przez siebie event, gdzie rzeczywiście miałem takie uczucie „wow”. Dopiero zacząłem robić muzę, a wyszła bardzo gruba opcja, był super klimat i mnóstwo osób bawiło się słuchając moich utworów. To wszystko było super i takie nowe. Czysta energia. Teraz, gdy już trochę pograłem w różnych miejscach w Polsce, nie czuję już tak wielkiej ekscytacji. Przeżyłem też parę imprez, grając w pustym klubie… Zastanawiałem się wtedy, czy to, co robię, jest naprawdę dobre. Takie momenty są potrzebne, ale nie ukrywam, że wtedy były bardzo przygnębiające. Lubię serie, kiedy gram kilka imprez w miesiącu, wtedy nie czuję tak dużego stresu, jak grając raz na kilka miesięcy. W takich chwilach czuję się bardzo niepewnie. Wszystko rekompensuje jednak dobry feedback od ludzi, którzy bawią się na mojej imprezie. Kiedy wracam do domu, jestem po prostu szczęśliwy i to daje mi energię do dalszego działania.
Masz już jakieś sprecyzowane plany do zrealizowania w najbliższym czasie?
Zawsze wygląda to tak samo: uczyć się jak najwięcej na temat robienia muzyki, robić jak najwięcej muzyki i jak najczęściej grać ją na imprezach, żeby widzieć, czy ludziom się to podoba czy nie. Nie mam jakiegoś większego ciśnienia na winyl, złote płyty czy festiwale – to wszystko musi przyjść z czasem. Jeszcze rok temu pewnie bym się denerwował, że chciałbym wszędzie być, ale na pewno przyjdzie pora i na mnie. Nie wszystko da się zrobić od razu. Jestem jeszcze młody i mogę poczekać. Wierzę, że każdy dostanie swoją szansę.