MIXEDBYTRZY - Magiczne narzędzia nie istnieją

24.06.2021 
MIXEDBYTRZY - Magiczne narzędzia nie istnieją fot. nghtlou

MIXEDBYTRZY to ostatnio jeden z najbardziej wziętych specjalistów od miksu i masteringu. Z jego usług korzysta coraz więcej producentów, a my postanowiliśmy dowiedzieć się co o tym decyduje u samego źródła. Sprawdźcie co do powiedzenia ma MIXEDBYTRZY.

Od czego powinniśmy zacząć naszą rozmowę?

MIXEDBYTRZY: Może od tego, że pochodzę z Opola, jestem absolwentem PWSZ w Nysie, gdzie skończyłem realizację dźwięku, a dzisiaj mieszkam i pracuję w Warszawie. Skończyłem dwa stopnie szkoły muzycznej na fortepianie, nawet rozpocząłem studia na fortepianie na Wydziale Jazzu, również na PWSZ. Jednak już wtedy moja uwaga była skupiona głównie na robieniu muzyki i pracy w studiu. Mój stosunek do klasycznej edukacji muzycznej jest mieszany. Z jednej strony wszystko czego tam uczą jest w jakimś sensie potrzebne, ale z drugiej cała nauka skupia się na odtwarzaniu utworów tak jak powstały 300 lat temu. Bez możliwości improwizacji czy jakiegokolwiek wkładu własnego. Skutkuje to tym, że osoba po 12 latach klasycznej szkoły muzycznej potrafi naciskać guziki na instrumencie oraz czytać nuty a vista. Całej reszty trzeba nauczyć się samemu.

Tobie zajęło to dużo czasu?

U mnie wszystko działo się równolegle, ponieważ moje pierwsze podejście do robienia muzyki miało miejsce jeszcze w dzieciństwie. Mój ojciec jest wykształconym skrzypkiem i przez lata pracował w Polskim Radiu. Miałem więc dostęp do takich urządzeń jak choćby Atari 1040ST, czy Roland SC-55. Bardzo wcześnie poznałem też program Cubase i nawet nie pamiętam, która była to wersja, ale na pewno była czarno-biała, a kiedy komputer „myślał”, kursor zmieniał się w pszczółkę. Mając 10 lat dostałem od sąsiada program Fruity Loops na płycie i tak naprawdę od tego wszystko się zaczęło. Wtedy nie było jeszcze internetu dostępnego dla wszystkich, więc uczenie się takich programów polegało na tym, że klikało się co popadnie, a później długo próbowało się to naprawić.

To bardzo wczesny start. Kiedy zaczęło robić się trochę poważniej?

Kiedy miałem 16 albo 17 lat zacząłem zauważać, że moje produkcje są coraz bardziej jakościowe. Dostawałem również pozytywny feedback ze środowiska – znajomi zajmujący się muzyką mówili mi, że w moich rzeczach słychać progres. Zapewne wtedy po raz pierwszy pomyślałem o produkcji jako o czymś więcej, niż jedynie zabawie. Moją pierwszą miłością były samplery Akai MPC, w szczególności model 2000XL. W pewnym momencie wkręciłem się w te urządzenia do tego stopnia, że prowadziłem serwis samplerów Akai. Niestety rynek był tak niewielki, że jedynie raz na kilka miesięcy miałem co naprawiać. W połowie przygody z robieniem muzyki zrezygnowałem z używania urządzeń – wtyczki brzmią dzisiaj tak samo, albo nawet lepiej niż regularne syntezatory. Miałem taki okres, że grywałem imprezy jako pianista. Wówczas mój zestaw składał się z laptopa z GM Neo Soul Keys i Spectrasonics Keyscape oraz kontrolera MIDI. Wielu pianistów z Nordami pod pachą trochę się ze mnie śmiało, ale tylko do momentu, gdy okazywało się, że ich instrumenty brzmią gorzej niż moje pluginy.

Ostatecznie zajmujesz się jednak przede wszystkim postprodukcją nagrań. Jak do tego doszło?

Współpracowałem z firmami zajmującymi się dostarczaniem muzyki do zastosowań komercyjnych. Tworzyłem dla nich utwory w ilościach hurtowych i po trzech latach pracy miałem już normalnego kaca. Potrzebowałem przerwy od działań producenckich, a miks zawsze przychodził mi bardzo naturalnie. Zresztą z miksem jest jak z samochodami – nigdy nie zabraknie aut do naprawy. Nie zanosi się też, aby nagle skończył się dopływ kawałków wymagających postprodukcji. Prowadzę działalność gospodarczą i po prostu się z tego utrzymuję. Za to produkowanie muzyki w naszym kraju nie jest opłacalne, choć coś w tym temacie zaczęło się ostatnio zmieniać. Coraz częściej zdarza się podpisywanie umów gwarantujących producentowi procent od sprzedaży, a nie flat fee (jednorazowa opłata niezależna od wyników sprzedaży czy wyświetleń – przyp. red.) jak bywało dotychczas. Jeszcze dwa lata temu nawet pytanie o procent od sprzedaży było powodem do drwin. Abstrahując od tego, nadal uważam siebie przede wszystkim za producenta i w przyszłości na pewno do tego wrócę, ale potrzebuję jeszcze chwili czasu.

A samej nauce miksu poświęciłeś dużo czasu?

Na początku działo się to równolegle do produkcji, ale później wysyłałem moje rzeczy do Phama, który jest naprawdę świetnym mikserem. Przyznam, że bardzo szybko byłem sfrustrowany swoją niesamodzielnością i brakiem umiejętności. Równie szybko postanowiłem, że muszę to zmienić. W zasadzie zamknąłem się w pokoju na dwa lata, codziennie spędzając 14 godzin przed monitorem ze słuchawkami na głowie. Myślę, że wyszło mi to na dobre.

Zobacz także test wideo:
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Technics EAH-A800 - bezprzewodowe słuchawki z redukcją szumów
Wszystkim osobom dorastającym w latach 70. i 80. minionego wieku należąca do Panasonica marka Technics nieodmiennie kojarzy się z gramofonami oraz doskonałym sprzętem hi-fi.

Czy producent nie powinien sam zajmować się miksem swoich utworów?

To w dużej mierze zależy od stylistyki w jakiej się porusza. Jeżeli mówimy o zespole, na który składa się dwóch gitarzystów, perkusista i wokalistka, to dobrze, jeśli mają swojego realizatora czuwającego nad całym procesem rejestracji, a później miksu. Natomiast w muzyce elektronicznej, jeśli nawet mamy 60 stemów będących nieodłącznymi elementami utworu, to trudno jest przeprowadzić proces miksu bez naginania czy nawet zepsucia wizji artystycznej. To oczywiście da się zrobić, ale wymaga bardzo dużo pracy, dziesiątek poprawek, mnóstwa czasu i energii. Uważam, że brzmienie w muzyce elektronicznej jest bardzo ważnym elementem kreowanym od samego początku produkcji. Jeśli ktoś nie potrafi uzyskać brzmienia przy budowaniu fundamentów utworu, to miks tej sytuacji nie poprawi. Znajomi, którzy produkują EDM rzadko dopuszczają kogokolwiek do miksu, bo boją się, że mógłby za mocno ingerować w ich sound design. Wolą nawet żeby pojawiały się jakieś niedociągnięcia techniczne, niż gdyby ktoś miał zmienić ich pomysł na brzmienie utworu. W przypadku takich gatunków najlepiej działa mastering na stemach, kiedy producent wysyła zmiksowany utwór podzielony na grupy. Osoba odpowiadająca za mastering nie ma zbyt dużej możliwości ingerowania w miks, ale jest w stanie poprawić wszystkie niedociągnięcia dynamiczne i brzmieniowe.

Wiele osób zapomina, że słuchając muzyki z głośników słucha się przede wszystkim pokoju, w którym one stoją (fot. nghtlou)

Jaki był Twój najbardziej wstydliwy błąd, jeżeli chodzi o postprodukcję?

Tyle tego było, że nawet nie wiem od czego zacząć... Jeszcze zanim sam zająłem się miksem i masteringiem, utwory, które powstawały na moich podkładach miksował na przykład Enzu. Przyznam, że zdarzało mi się wysyłać stemy z zapiętym limiterem. Nie wiedziałem wtedy jak wygląda postprodukcja utworu albo czym w ogóle jest mastering. Dzisiaj przede wszystkim borykam się ze wszystkim co związane jest z niskimi częstotliwościami. Kiedyś standardem dla basu było 50 Hz, dziś jest to już 30 Hz. Ludzie mają coraz lepszy sprzęt i warunki odsłuchowe, więc możemy schodzić w dół. Zawsze skupiałem się na tym, aby w moich miksach tego basu nie brakowało, ale takie podejście generuje dużo innych problemów. Bardzo często nie byłem w stanie osiągnąć odpowiedniej głośności, bo tego basu było zwyczajnie za dużo. Finalnie tylko ja słyszałem o co mi chodzi, ponieważ pracowałem na bardzo nisko schodzących monitorach lub słuchawkach. Kończyło się tym, że numer był przekompresowany i za cichy z tego powodu, że limiter był zapchany basem. To jest coś na co będę musiał zawsze zwracać uwagę niezależnie od poziomu doświadczenia czy umiejętności.

Z jakiego poziomu sprzętowego startowałeś?

Kiedyś nieodłącznym atrybutem producenta był cały pokój zawalony sprzętem. Ja też znosiłem do domu każdy śmieć, a później często zapominałem go nawet uruchomić. Jak już wspominałem, od dłuższego czasu nie używam żadnych zewnętrznych urządzeń i w słuszności tej decyzji utwierdziły mnie wielokrotne wizyty w profesjonalnym studiu muzycznym z prawdziwego zdarzenia. Po przeprowadzce do Warszawy miałem okazję pracować w wynajmowanym studiu, które było wyposażone w naprawdę topowy sprzęt. Paradoksalnie, to właśnie tam zrozumiałem, że te wszystkie graty są mi zupełnie niepotrzebne. Kiedy usiadłem na świetnie wyposażonym stanowisku mikserskim zdałem sobie sprawę, że nie jestem w stanie zrobić na tym sprzęcie niczego w takim samym czasie, jak w DAW za pomocą wtyczek. Total recall, przygotowanie studia dla następnych użytkowników, spisywanie pozycji gałek na kartkach – paranoja! Czarę goryczy przelał fakt, że nikt nie słyszał różnicy między miksem wykonanym przez mnie „w pudełku”, a tym, przy którym korzystałem ze sprzętu za półtora miliona złotych. Na pewno jest to w dużej mierze kwestia umiejętności, bo trudno nauczyć się obsługi takiego sprzętu w pół roku. Ale i tak uświadomiło mi to bardzo dużo.

Na jakim oprogramowaniu zatem pracujesz?

Jestem dzieckiem FL Studio. Jest to program, który towarzyszy mi ponad połowę mojego życia i nie zamierzam tego zmieniać. Większość moich miksów powstała na FL Studio, ale od jakiegoś czasu pracuję również na Studio One. Jest to prosty i jednocześnie profesjonalny program, który przez proces prowadzi za rączkę. FL Studio ma kilka istotnych wad, jak chociażby to, że ten program „nie rozumie” czym jest mono – dla FL Studio mono to dwa kanały stereo grające to samo. To utrudnia niektóre procesy. Jeżeli mam projekt, w którym moją jedyną rolą jest wrzucenie stemów do sesji i ich zmiksowanie, to korzystam ze Studio One. A jeśli mam sesję, w której muszę bawić się również w producenta, to wtedy sięgam po FL Studio. Niestety, druga sytuacja występuje zdecydowanie częściej niż pierwsza.

Z jakich wtyczek korzystasz?

Bardzo lubię wtyczki UAD-2, chociaż jestem już bliski ich wymiany na pluginy Acustica Audio, które są naprawdę niesamowite. Takie firmy jak Acustica praktycznie zacierają różnicę pomiędzy wtyczką za 200 $ a urządzeniem za 20.000 $. Póki co, podstawą pracy jest dla mnie pakiet FabFilter. Bez niego każdy miks trwałby dwa razy dłużej. Korzystam z takich UAD-ów jak Manley Massive Passive EQ, Shadow Hills Mastering Compressor, Dangerous BAX EQ czy MXR Doubler-Flanger. Na szczycie mojej listy znajduje się też pakiet wtyczek KiloHearts, który jest bajeczny, jeżeli chodzi o rozwiązywanie problemów w miksie. Niedawno odkryłem wtyczkę będącą emulacją saturatora Black Box HG2, która od samego początku urzekła mnie prostotą i brzmieniem.

A jaka jest Twoja „tajna broń”, jeżeli chodzi o postprodukcję?

Ucho. Nie wydaje mi się, żebym korzystał z pakietu, o którym nikt inny nie słyszał, albo magicznego narzędzia, które załatwia wszystko za mnie. Takie rzeczy nie istnieją. Niedawno w ręce wpadł mi pakiet wtyczek McDSP i faktycznie jego możliwości mnie zaskoczyły. Zwłaszcza polecam sprawdzić wtyczkę ML4000 – jest to pasmowy limiter masteringowy z możliwością ustawienia bramki, ekspandera i kompresora dla każdego pasma. Nie widziałem żeby ktoś poza Jaycenem Joshuą z tego korzystał. Jest jeszcze StandardCLIP, ale to już chyba sporo ludzi zna.

Jeżeli tak mocno ufasz swojemu uchu, to na pewno posiadasz dobry zestaw odsłuchowy, prawda?

Odpowiedź na to pytanie nie jest taka prosta, ponieważ korzystam z trzech stanowisk odsłuchowych. Pierwszym z nich jest moje mieszkanie, gdzie stoi kontroler monitorów Crane Song Avocet IIA i nieśmiertelne słuchawki Beyerdynamic DT 990 Pro, które zostały przeze mnie gruntownie zmodyfikowane. Słuchawki otrzymały nowe przetworniki prosto z wersji 600ohm, odpinany, pleciony kabel oraz odpowiednio wycięte zaślepki, co zmieniło ich charakterystykę na otwarte. Mam świra na punkcie robienia takich rzeczy. Wcześniej miałem monitory Focal Alpha 65, ale były za duże na pokój, w którym pracuję. Poza tym jestem dzieckiem słuchawek – korzystam z nich od zawsze. Jeżeli chodzi o odsłuchy, to wiele osób zapomina, że słuchając muzyki z głośników słucha się przede wszystkim pokoju, w którym one stoją. Tak długo jak nie ma się odpowiednio zaadaptowanego akustycznie wnętrza, kupno lepszych monitorów nie ma sensu. Lepiej zainwestować w program Sonarworks i słuchawki. Chciałbym skonstruować dla siebie zamknięte dwudrożne monitory z systemem DSP, bo brakuje na rynku monitorów closed-back, a uznaję ich wyższość nad systemami bass reflex. Jeśli to się nie uda, to pewnie będę patrzył w stronę firmy ATC. Uwielbiam ich monitory i mimo ceny uważam, że jest to genialna inwestycja. Najbardziej interesują mnie modele SCM20 lub SCM25A. Co prawda nie mają za wiele basu, ale ich środek jest cudowny.

Mam kontroler Crane Song Avocet IIA i słuchawki Beyerdynamic DT 990 Pro, które zostały przeze mnie gruntownie zmodyfikowane (fot. nghtlou)

Jak wyglądają kolejne stanowiska odsłuchowe?

Drugim stanowiskiem jest studio, gdzie realizuję wokale i słucham miksów, które zrobiłem w domu. Kluczem do dobrze transponujących miksów jest słuchanie ich w wielu środowiskach i szukanie złotego środka, aby wszędzie dobrze brzmiały. W studiu stoją monitory Yamaha HS 80 z subem i Focal Solo6 Be. Trzecie stanowisko to stary system Harman Kardon w starym Mercedesie. Jest to zdecydowanie moje ulubione środowisko do słuchania miksów. Jeżeli miks gra dobrze w tych trzech miejscach, to jestem zadowolony.

Ostatnio wyszło sporo miksowanych przez Ciebie numerów – Michał Anioł, Prometh czy CatchUp. Możesz powiedzieć coś więcej o swoich najbliższych planach?

Ciągle staram się jak najmocniej rozwijać na polu mikserskim. Niewątpliwie będzie można zobaczyć mój pseudonim pod paroma rapowymi i popowymi albumami tego roku. Może nawet uda mi się pozwiedzać jakieś inne gatunki – jestem otwarty na wszystko, co da się zmiksować. Cały czas staram się uczyć nowych rzeczy. Zacząłem korzystać z platformy Mix With The Masters, która jest swojego rodzaju fenomenem. Światowej sławy mikserzy rozbierają swoje projekty na czynniki pierwsze i tłumaczą swoje patenty. To jest w ogóle trochę dziwne, bo jeszcze nie tak dawno takie rzeczy traktowane były jak największy skarb i tylko nieliczni byli w gronie „wiedzących”. Gdybym kiedykolwiek osiągnął taki status, to nie sądzę, bym był skłonny rozdawać swoje pomysły na filmach instruktażowych w ramach subskrypcji. Brzmi to trochę jak psucie rynku. Ale z drugiej strony, czy będąc utytułowanym, znanym mikserem można sobie popsuć rynek? I kto uświadomi i nauczy następne pokolenie mikserów? Jest to zdecydowanie temat na osobną dyskusję.

Mówiłeś, że będziesz wracać do produkcji.

Tak, powoli zaczyna schodzić mi ta cała „buła”, jeżeli chodzi o robienie muzyki. Jednocześnie nie jestem już dzisiaj osobą, która byłaby gotowa sprzedać komuś podkład za 500 złotych. Jeśli miałbym z kimś coś robić, to chciałbym spotkać się z nim w studiu i stworzyć numer, a nie jedynie wysyłać paczki bitów. Póki co jednak jestem mikserem-oportunistą i współpracuję z artystami, którzy mają szacunek do dźwięku, nie będąc pseudo-muzykami. Jestem bardzo uczulony na ludzi, którzy chcą brzmieć lepiej niż Travis Scott, robią w studiu cokolwiek, a później wychodzą z założenia, że w miksie się wszystko naprawi za 300 złotych. To jedno z najważniejszych wyzwań na ten rok – jak najmniej takich ludzi. Z drugiej strony najwięcej nauki płynie z naprawiania beznadziejnych przypadków. Zazwyczaj to nie wychodzi, ale jeśli uda się raz, to będzie sukces. Jeśli dwa razy, to będzie duży sukces. A jeśli uda się sto razy, to oznacza, że umiemy dobrze miksować. Kiedy po takich projektach w końcu dostaniemy idealnie nagraną sesję, będzie ona jak miód na nasze zmęczone paździerzem uszy.

Artykuł pochodzi z numeru:
Nowe wydanie Estrada i Studio
Estrada i Studio
kwiecień 2021
Kup teraz
Star icon
Produkty miesiąca
Electro-Voice ZLX G2 - głośniki pro audio
Close icon
Poczekaj, czy zapisałeś się na nasz newsletter?
Zapisując się na nasz newsletter możesz otrzymać GRATIS wybrane e-wydanie jednego z naszych magazynó