AKAI MPC (cz. I)
W cyklu „Duch w maszynie” będziemy opowiadać o narzędziach, które w swoim czasie zrewolucjonizowały sposób produkcji muzyki a tym samym istotnie wpłynęły na to jak brzmi ona dzisiaj. Postaramy się odpowiedzieć na pytanie o to jaką rolę w historii muzyki odegrały konkretne urządzenia – czy inspirowały do poszukiwania nowych rozwiązań i były powodem niejednej stylistycznej wolty czy może jednak ich obsługa była na tyle skomplikowana, że uniemożliwiła artystom opuszczenie ich bezpiecznej strefy komfortu, w efekcie czego powstawały kolejne wtórne utwory, albumy a nawet całe dyskografie. W naszych rozważaniach prowadzonych gdzieś na styku techniki z tym co ludzkie towarzyszyć nam będą najciekawsi polscy producenci oraz muzycy, którzy nigdy nie obawiali się nieznanego a chętnie sięgali po nowe urządzenia oraz niestandardowe rozwiązania.
Niebawem minie 30 lat od pojawienia się na rynku MPC 60, więc jest to odpowiedni moment aby nieco przybliżyć historię serii urządzeń wyprodukowanych przez firmę AKAI. Aby jednak w pełni zrozumieć dlaczego po takim czasie tamto wydarzenie wspominane jest dzisiaj jako przełomowe trzeba cofnąć się w czasie o kolejne dwa lata, bo to właśnie w 1986 roku japońskie przedsiębiorstwo zatrudniło Rogera Linn’a.
Kiedy dziennikarz radia BBC Peter Sale przyjechał do Berkeley aby przeprowadzić z nim wywiad do swojej audycji spotkał go w niewielkiej włoskiej kawiarni, gdzie ten co tydzień grywa kameralne koncerty na mandolinie. Wśród słuchaczy są m.in. nauczyciele akademiccy z położonego nieopodal University of California, którzy otwierają szeroko oczy kiedy dowiadują się, że ten elegancki mężczyzna uważany jest za jednego z „ojców” hip hopu. Jeżeli jednak RZA mówi o kimś, że – jeśli powstanie kiedyś hip hopowy „hall of fame” to on w pierwszej kolejności powinien zostać tam wprowadzony – nie może być mowy o przypadku.
Roger Linn swoją pasje do muzyki wyniósł z rodzinnego domu, w którym zawsze było jej pełno – matka była śpiewaczką operową a ojciec profesorem muzyki. W pewnym momencie obok niej pojawiło się również zainteresowanie komputerami i to połączenie w dłuższej perspektywie doprowadziło do stworzenia instrumentu o nazwie LM-1. Była to pierwsza maszyna perkusyjna z cyfrowymi samplami na świecie. Oczywiście wcześniej powstawały już bit maszyny, jednak do tej pory miały ustalone przebiegi (takie jak np. bossa nova) a w LM-1 każdy mógł zaprogramować bębny w sposób jaki tylko sobie wyobraził. W założeniu narzędzie miało być wykorzystywane przede wszystkim przez gitarzystów, którzy przy jego pomocy mogliby samodzielnie tworzyć całe utwory. Początkowo jednak ten pomysł nie spotkał się z powszechnym zainteresowaniem.
Brian Eno: Pamiętam, że kiedy wspólnie z Davidem Byrne’m pracowaliśmy nad albumem „My Life in the Bush of Ghosts” Roger Linn przyszedł do studia z jednym z pierwszych egzemplarzy swojej bit maszyny. Szczerze mówiąc nie byliśmy zainteresowani jego wynalazkiem – nie widziałem powodu żeby używać maszyny, która jedynie udawała brzmienie prawdziwego zestawu perkusyjnego. Szukałem raczej dźwięków brzmiących inaczej niż wszystko co do tej pory słyszałem a maszyna dająca mi to samo co każdy perkusista nie wydawała mi się wtedy rewolucyjna. (wypowiedź z audycji „From Berkeley to Bronx” autorstwa Petera Sale’a)
Roger Linn zarejestrował pojedyncze uderzenia perkusji, zapisał je cyfrowo w specjalnych chipach, które później umieścił w prostych obwodach – dźwięk wyzwalany był przez naciśnięcie guzika. Pomimo, że Brian Eno nie dostrzegł potencjału w tym urządzeniu to z czasem wywróciło ono do góry nogami świat elektronicznych instrumentów a jego ślady możemy znaleźć w utworach takich tuzów jak Stevie Wonder, Herbie Hanckock czy Prince. Niestety firma Linn Electronics nie odniosła sukcesu jakiego można było się spodziewać. Co prawda ukazało się jeszcze kilka instrumentów (m.in. LinnDrum czy Linn 9000), które były wykorzystywane przy pracy nad wieloma klasycznymi dziś albumami jak chociażby „Bad” Michaela Jackson’a, jednak ostatecznie żaden z nich nie zyskał masowego uznania. Takowe spotkało dopiero urządzenie stworzone w ramach współpracy z firmą AKAI.
Roger Linn (http://potholesinmyblog.com/roger-linn-mpc-demo-video/)
Roger Linn: Zupełnie nie spodziewałem się tego, że MPC okaże się aż takim sukcesem. To niesamowity zbieg okoliczności, że akurat w momencie pojawienia się na rynku naszego urządzenia swoje narodziny przeżywał hip hop i w zasadzie każdy producent poruszający się w tej stylistyce chciał z niego korzystać. Oczywiście nie byłoby to możliwe, gdyby MPC było trudne w obsłudze ale ja zawsze starałem się aby moje urządzenia były jak najbardziej intuicyjne – sam jestem bardzo niecierpliwy i nie znoszę czytania instrukcji obsługi. Myślę, że właśnie to zadecydowało o upodobaniu całej hip hopowej społeczności do MPC. (wywiad dla serwisu Sweetwater)
Z tym stwierdzeniem zgadza się Mike Mcroberts, który w latach 1987-1995 pełnił funkcję product manager’a w AKAI ale wyraźnie zaznacza, że samo szczęście to nie wszystko – Tych czynników, które wpłynęły na popularność naszego produktu było na pewno kilka. Jednym z nich było bardzo specyficzne, „ziarniste” brzmienie, które od początku bardzo spodobało się producentom hip hopowym. Dźwięk był przepuszczany przez 12-bitowe przetworniki. Pamiętam jak podczas pierwszej prezentacji MPC 3000 w Nowym Jorku z sali padały pytania o to czy nowy model naszego urządzenia ma przełącznik na 12 bitów. MPC 60 było odpowiedzią AKAI na wyprodukowane kilka lat wcześniej E-mu SP-1200, który w tamtym okresie dominował na rynku. Nie wydarzyło się to od razu, jednak z czasem narzędzie współtworzone przez Rogera Linn’a przełamało hegemonię amerykańskiego producenta – kluczowe były parametry techniczne w których MPC miało dużą przewagę, np. czas sampla wynosił 13,2 s. przy jedynie 2,5 s. w SP-1200. Więc o ile możemy powiedzieć, że hip hop lat 80. zawdzięcza swoje brzmienie SP-1200 to ten klasyczny, złoty okres hip hopu tak naprawdę swój początek ma w uderzanych rytmicznie padach MPC 60. Takim najbardziej dobitnym przykładem wykorzystania pierwszego modelu z serii MPC jest album „Entroducing…..” autorstwa DJ Shadow’a – każdy dźwięk jaki słyszymy na tej płycie został przepuszczony przez sampler AKAI.
Oddziaływanie hip hopu bardzo szybko przestało ograniczać się do ulic Nowego Jorku, wschodniego wybrzeża czy nawet całych Stanów Zjednoczonych. Nowy gatunek potrafił przyjąć się na każdej glebie i zarażał kolejne umysły spragnione innych dźwięków – z czasem dotarł również nad Wisłę. Wraz z fascynacją nowym brzmieniem pojawiła się też ciekawość i pytanie o to w jaki sposób powstaje ta muzyka. W pewnym momencie obok kaset i płyt ktoś przywozi z zagranicy adaptery a w końcu także sampler. Czy jesteśmy w stanie dziś ustalić, który producent posiadał taki sprzęt jako pierwszy? – W tamtych czasach, czyli pod koniec lat 90. wiedziałem tylko, że DJ 600V posiada E-mu SP-1200. O innych producentach, którzy posiadali sampler nie słyszałem – mówi inny weteran polskiej sceny hip hopowej Mikołaj Bugajak znany jako NOON. On sam często wskazywany jest jako jeden z pierwszych użytkowników MPC w Polsce ale jak sam opowiada musiało upłynąć nieco czasu zanim udało mu się zdobyć swój egzemplarz tego samplera – Na swoje pierwsze MPC czekałem bardzo długo, ponieważ dystrybutor AKAI sprowadzał je bezpośrednio z Japonii. Jego zakup sfinansował mój ówczesny wydawca z Holandii – był to mój wymóg po podpisaniu kontraktu na album „Bleak Output”. Producent, który również wymieniany jest jako potencjalny pierwszy użytkownik MPC w naszym kraju to Waco, autor klasycznego albumu „Świeży Materiał” oraz wielu produkcji dla rodzimych raperów. Na jego rolę w popularyzacji tego narzędzia uwagę zwraca Marcin „Szusty” Szuster, członek kolektywu WaxEaters – Nie wiem czy dziś jesteśmy w stanie w ogóle ustalić kto faktycznie był pierwszy. Jednak bez wątpienia pierwszym, który pokazał AKAI MPC szerszej polskiej publiczności był Waco. Do dziś pamiętam kadry z klipu do numeru „Nieśmiertelna Nawijka Zip-Składowa” gdzie gra na MPC.
Z kolei Michał Urbowicz, znany jako DJ URB z legendarnego składu Dinal zwraca uwagę, że najpewniej to nie producenci hip hopowi byli pierwszymi posiadaczami samplera AKAI – Moi znajomi niezwiązani z rapem opowiadali mi, że w latach 90. MPC 3000 miał bodajże Olaf Deriglasoff. Podobnie jeśli chodzi o SP-1200, które w swoim studiu miała np. Eleni. Zapewne moglibyśmy jeszcze bardzo długo dociekać kto był tym pierwszym użytkownikiem tego narzędzia ale oczywiście sam fakt pierwszeństwa nie jest w tym momencie kluczowy. Istotne jest to, że wielu producentów, którzy kładli fundamenty pod polski hip hop korzystało właśnie z MPC. Za ich pośrednictwem to narzędzie wpłynęło na bieg historii i rozwój tego gatunku w Polsce w podobnym stopniu jak miało to miejsce za oceanem. Co więcej cały czas spora liczba beatmaker’ów korzysta z samplera AKAI, więc ta historia trwa nadal. Postanowiliśmy zapytać producentów, którzy na jakimś etapie swojej twórczości korzystali z MPC o doświadczenia związane z tym sprzętem – od pierwszego wrażenia po prognozę dalszych losów serii osieroconej przez Rogera Linn’a.
Jak wspominacie swój pierwszy kontakt z tym narzędziem – czy od razu spełniło ono wasze oczekiwania czy jednak szybko zauważyliście elementy, które wymagały poprawy?
NOON: Moje pierwsze doświadczenie było takie, że sampler okazał się czymś zupełnie innym niż początkowo się spodziewałem. Tworzyli na nim producenci, którymi się inspirowałem jak DJ Krush czy DJ Shadow, jednak ja byłem przyzwyczajony do Fruity Loopsa. Programowanie samplera okazało się bardzo mozolne, samplowanie niewygodne, a obsługa w porównaniu do komputera wolna i toporna. MPC przeleżało w pudle ponad rok – album „Światła miasta” Grammatika wyprodukowałem korzystając z Fruity Loops’a i Cubes’a. Po nagraniu tej płyty pochłonęła mnie praca nad brzmieniem. Uznałem to za kluczowe dla produkcji, szczególnie hip-hopowej. Słyszałem, że MPC brzmi lepiej niż to co wychodzi z komputera, więc postanowiłem jednak nauczyć się obsługi tego samplera. Jego początkowe wady ostatecznie okazały się dla mnie błogosławieństwem. Spowolnienie pracy spowodowało większą precyzję – docinałem sample co do mikrona, a 2 MB RAM wymusiło na mnie ograniczenie ich ilości. Mogę powiedzieć, że praca z tym samplerem wyklarowała mój styl, a brzmienie, które wypracowałem między innymi dzięki MPC stworzyło kanon. Po wydaniu pierwszej płyty z Pezetem ("Muzyka klasyczna") mnóstwo osób chciało, żebym zajął się miksem ich muzyki. Taka była geneza powstania mojego studia. Od początku mojej pracy z MPC dostępna była wersja 1.72 OSu, która okazała się finalną.
Patr00: Moja przygoda z MPC zaczęła się jakoś na przełomie wieku a pierwszym modelem z jakiego korzystałem było MPC 2000 XL. Pamiętam jak przyglądałem się mu z wypiekami na twarzy w sklepie muzycznym w centrum Montrealu. W tamtym czasie zakup nowego instrumentu wykraczał poza moje możliwości finansowe, więc finalnie kupiłem używany egzemplarz. Po tamtym dniu już nigdy nie zrobiłem bitu na komputerze – w zasadzie od pierwszego uderzenia palcami wiedziałem, że to narzędzie stworzone dla mnie. To co początkowo sprawiało trochę problemów, czyli wręcz bolesna prostota, pewna prymitywność funkcji, mały wyświetlacz czy brak efektów, później stało się największymi zaletami tej maszyny. Zdecydowanie sprawiło ona, że stałem się innym producentem – bardziej skupionym i wydajnym, ponieważ koncentrowałem się na tym co mam przed sobą a nie setkach presetów czy pluginów. Aktualnie posiadam wszystkie modele MPC, które są tego warte: MPC 60 (wersja pierwsza i druga), MPC 3000, MPC 4000, MPC 2000, MPC 2000 XL (wersja pierwsza i wersja blue). Jestem bardzo przywiązany do tego pierwszego zakupionego egzemplarza MPC2 000 XL, bo na nim rzeczywiście zjadłem zęby i wyprodukowałem najwięcej płyt. Nowsze modele takie jak 5000, 1000 czy 2500 zawodzą mnie brzmieniowo, więc raczej z nich nie korzystam. Dodatkowo nie inspirują mnie jako przedmioty, więc nigdy nie udało mi się zbudować z nimi żadnej relacji. Mimo to również je posiadam.
Steve Nash: Pierwsze spotkanie z MPC było oszałamiające! Model, który jako pierwszy wpadł pod moje palce to MPC 4000. Nadal ją mam i jest to naprawdę niezwykle solidna maszyna, która dodatkowo posiada bardzo charakterystyczne brzmienie. Lubię na niej robić bębny ale jej gabaryty nie pozwalają mi się z nią swobodnie przemieszczać. Od razu po tym jak zakupiłem MPC 4000 nabyłem też MPC 5000 i uważam, że to również bardzo ciekawa maszyna (na pokładzie ma wbudowany syntezator, jest trochę szybsza niż 4000). Mimo wszystko czekałem na to aż AKAI wypuści coś co jest bardziej mobilne i stworzone do grania live. Dla mnie najważniejsze są również pady a w MPC 4000 /5000 nie są one najlepsze na świecie. Pomimo wielu modyfikacji dostępnych na rynku.
Dariusz „Vu” Chynek (Wax Eaters): Wątpię, by jakikolwiek sprzęt spełnił moje oczekiwania w 100%. Pierwszy raz spotkałem się z MPC 2000 Classic u mojego znajomego – sam nabyłem dokładnie ten model kilka miesięcy później. Sprzedałem komputer by dołożyć do zakupu MPC tak więc przez pierwsze pół roku mój setup ograniczał się do MPC, gramofonu i winyli. Nie wiedzieć czemu praca na MPC była dla mnie w pełni logiczna i zrozumiała. Mimo wielu ograniczeń, bardzo miło wspominam ten sprzęt dlatego też dwa lata temu znów zakupiłem ten sam sampler.
Moje pierwsze doświadczenie było takie, że sampler okazał się czymś zupełnie innym niż początkowo się spodziewałem. Jego programowanie okazało się bardzo mozolne, samplowanie niewygodne, a obsługa w porównaniu do komputera wolna i toporna. Jego początkowe wady ostatecznie jednak okazały się dla mnie błogosławieństwem. (NOON)
Marcin „Szusty” Szuster (Wax Eaters): Moim pierwszym AKAI MPC był model 1000 – zdobyłem go prawie 10 lat temu. Nie było wtedy internetowych tutoriali. Poza tym nie znałem nikogo kto używa bitmaszyn, więc rozgryzałem go sam i byłem nim zachwycony. Jednak już od początku doskwierała mi bardzo ograniczona kontrola ubogich efektów.
Daniel Drumz: Przed zakupem MPC skontaktowałem się z Patr00, który pomógł mi rozwiać kilka wątpliwości. Zaraz później kupiłem używane 2000 XL, które jak się później okazało przyjechało z Kanady i było testowane dla poprzedniego właściciela właśnie przez Patr00 – dość zabawny zbieg okoliczności. Zawsze uwielbiałem MPC za workflow. MPC2000 XL było bardzo intuicyjne w obsłudze, chociaż oczywiście dość ograniczone jeżeli chodzi o moc obliczeniową. Od kilku lat nie mam już tego modelu i z perspektywy czasu muszę przyznać, że tęsknię za layerowaniem bębnów na 2000 XL. Całe wieki natomiast trwała precyzyjna edycja kroków w sekwencerze no i brak możliwości nagrywania audio podczas odtwarzania sekwencji był dla mnie olbrzymim problemem.
DJ Eprom: Na początku podchodziłem do tematu zakupu MPC dość sceptycznie, choć sam instrument intrygował mnie od samego początku. Postanowiłem pożyczyć na testy od znajomego MPC 1000 żeby sprawdzić, czy 16 padów i enigmatyczny sekwencer krokowy jest w stanie dać mi taką wolność jaką dawał mi w owym czasie Fruity Loops czy Pro Tracker. Okazało się, że pracuje mi się lepiej niż na komputerze, więc kupiłem MPC 2000 w którym od razu się zakochałem. Instrument wymagał kliku drobnych zabiegów jak wymiana floppy drive ale działał świetnie i co najważniejsze brzmiał fantastycznie! Dzięki niemu pierwszy raz miałem możliwość nagrywania bębnów wielośladowo do Pro Toolsa – to był niebywały przeskok. W międzyczasie pracowałem na MPC 60, które bardzo sobie cenię za brzmienie ale sam system operacyjny i możliwości edycyjne są bardzo ubogie, więc używałem tego modelu głównie do resamplingu. Po roku zamieniłem MPC 2000 na wersję XL, ponieważ miałem problem z magazynowaniem danych. Brak możliwości katalogowania archiwum w MPC 2000 był bolesny a po za tym konieczność wkładania dyskietki za każdym razem żeby odpalić maszynę był po prostu niewygodny. W 2008 kupiłem MPC5000, które towarzyszy mi do dziś. Jest to absolutnie najlepsza z MPC z jaką miałem do czynienia. Czasami gdy brakuje mi brudu i brzmienia starych konwerterów używam do resamplingu moje S 3000 XL oraz MPC2000 XL i wgrywam wszystko z powrotem do MPC 5000. Ostatnio zrobiłem sobie wizualny tuning mojej MPC 5000 i teraz praca na niej przynosi jeszcze więcej radości.
Zone (Ayala): Pierwszy raz MPC zobaczyłem na zdjęciu jakiejś amerykańskiej grupy hip hopowej i najprawdopodobniej był to Gangstarr. Od razu mocno zaintrygował mnie ten instrument a kiedy później sprawdziłem jego możliwości za pośrednictwem internetu moja ciekawość jedynie wzrosła. Moim pierwszym modelem była MPC 2000. Wcześniej jako sekwensera używałem DAW-a i kiedy po raz pierwszy wziąłem MPC do ręki od razu spodobało mi się ta charakterystyczna prostota. Nie ma tam zbędnych funkcji – wszystko co potrzebne zamknięte jest w jednym „pudle”.
DJ URB: Pierwszy raz MPC dotknąłem u Praktika. Dobrze pamiętam, że w 2002 lub 2003 roku „goła” wersja MPC 2000 XL kosztowała około 6000 PLN, czyli ogromne pieniądze. Trudno mi było ogarnąć jak można operować na tak małym ekraniku – robienie bitów opierało się bardziej na wzroku niż słuchu. Jakiś czas później Kuba1200 z East West Rockers pożyczył mi swoją MPC XL i zajarałem się, że można tak szybko „klepać” bity bez czytania instrukcji obsługi.
88: W czasach, kiedy zaczynałem, wydawało się to jeszcze mało dostępne, nieosiągalne dla mnie narzędzie. Teraz MPC może mieć każdy, bo chociażby cena modelu MPC 1000 spadła drastycznie a poza tym ludzie zarabiają też trochę więcej. Dla mnie jako niezbyt zamożnego dzieciaka jarającego się hip hopem było to legendarne narzędzie, o którym dowiedziałem się jak zacząłem zgłębiać tajniki produkcji. To było oczywiste, że w USA bity robi się na MPC i ja zawsze miałem marzenie aby zrezygnować z PC i robić muzykę tylko na MPC jak „prawdziwy rap producent”. Miałem farta, bo pierwsza praca jaką złapałem pozwoliła mi szybko spełnić to marzenie – kupiłem właśnie MPC 1000, na którym pracowałem jeszcze rok temu ale niespodziewanie coś wysiadło tuż przed jednym z koncertów. Byłem więc zmuszony do bardzo szybkiego zakupu i nie mogłem uwierzyć kiedy sprawdziłem ceny. Pamiętam, że za moją nówkę zapłaciłem 4300 zł a teraz na aukcji dorwałem model z największym JJ OS i wbudowanym dyskiem twardym za 1300 zł. Jestem więc wierny MPC 1000 do dziś, bo nie oczekuję od instrumentu niczego więcej. Oczywiście pewnym ograniczeniem jest pamięć oraz fakt, że grając na żywo trzeba przeładować projekty – to faktycznie trochę przeszkadza. Pogodziłem się jednak z tymi ograniczeniami i dzisiaj działają one na mnie stymulująco – każą kombinować przez co niektóre rozwiązania stają nieco naiwne, co uważam za plus. Reasumując, MPC 1000 jest dość kompaktowe, brzmi dobrze i sprawdza się idealnie na żywo.
Sampler AKAI pojawił się na rynku w idealnym momencie – w jakim stopniu jego workflow wpłynął na to w jaki sposób ewoluował hip hop?
NOON: Samplery, szczególnie MPC 60 oraz E-Mu SP-1200 pozwoliły stworzyć ten gatunek, więc to bardziej dyskusja: „co było pierwsze – jajko czy kura?”. 12 bitowe przetworniki wpłynęły na to jak brzmi hip-hop lat 90-tych czyli de facto to co rozumiemy mówiąc hip hop. Limit czasu na sample i pady, zamiast klawiszy umożliwiły tworzenie w sposób minimalistyczny i abstrakcyjny jednocześnie. Jest to podstawa formuły, której do dziś nikt nie zmienił, a według mnie niespecjalnie nawet ulepszył. Równie ważna w tych urządzeniach była integracja MIDI, szczególnie produkt AKAI stawiał MIDI na pierwszym planie co przeważnie nie przekładało się na to jak wykorzystywali ten sampler użytkownicy. Dla mnie ciekawe, choć z mojego doświadczenia wykluczające się, jest połączenie systemu pracy MPC z gridem znanym choćby z TR-808.
Patr00: Moim zdaniem to właśnie prostota i intuicyjność były głównym powodem sukcesu MPC – nie trzeba klikać myszką i bardziej chodzi o „vibe”. Po tym jak pojawił się ten sampler okazało się, że każdy dzieciak jest w stanie realizować swoje muzyczne pomysły. Doszło więc do demokratyzacji w produkowaniu bitów. Wcześniej potrzebny był automat perkusyjny, sekwenser itd. a MPC połączyło to wszystko w sobie. W zasadzie jedyne co muszę zrobić zanim przygotuje bit to uruchomienie narzędzia. Cięcie sampli jest bardzo proste, podobnie jak tworzenie partii perkusji – szkice powstają w dosłownie kilka minut. Moim zdaniem w muzyce chodzi przede wszystkim o dobre pomysły a ten czas do ich realizacji powinien być maksymalnie skrócony. Oczywiście dzisiaj wiele maszyn i programów oferuje tą funkcjonalność ale pojawienie się MPC 60 to była prawdziwa rewolucja. Być może nie dorównywało ono brzmieniu SP-1200 ale oferowało szybszy proces tworzenia, więcej pamięci oraz lepsze pady. Każdy kolejny model MPC to w zasadzie powielenie tego pomysłu.
Steve Nash: Konstrukcja i filozofia MPC wpłynęła na brzmienie muzyki zwłaszcza w latach 1990-2000. J Dilla stale jest dla mnie artystą, który potrafił wycisnąć z tej maszyny wszystko co się da. Jego podejście do długości fraz, braku kwantyzacji czy swingu, nadal jest dla mnie unikalne i bardzo nowatorskie.
Vu: Po pierwsze to nie AKAI a firma E-mu miała ogromny wpływ na brzmienie rapu w latach 90., głównie za sprawą Marleya Marla. Pod koniec lat 80. nikt nie pamiętał tłustych breaków z winyli, zapętlanych przez DJ-ów – wszędzie rządziło niemiłosiernie sztuczne brzmienie automatów perkusyjnych w nagraniach zespołów takich jak Beastie Boys czy Run DMC (za które był odpowiedzialny ich wspólny producent Rick Rubin). Marley Marl wycinał poszczególne one-shoty z breaków perkusyjnych dzięki czemu mógł budować własne patterny i robił to na E-mu SP-1200 a później na AKAI MPC 60. Każdy z producentów w tamtych czasach zaliczał migrację na MPC ponieważ było to znacznie mocniejsze i łatwiejsze w obsłudze urządzenie.
Szusty: Myślę, że dla beatmakingu był to moment przełomowy. Nie zapominajmy, że w zamyśle AKAI oraz Rogera Linna MPC 60 było głównie maszyną perkusyjną. Z biegiem lat rozszerzano jego możliwości, które hiphopowi bitmakerzy doskonale potrafili opanować i wykorzystać. Nie wyobrażam sobie, jak brzmiałyby produkcje takich legend jak J Dilla, DJ Premier czy Pete Rock gdyby nie AKAI MPC.
Jestem wierny MPC 1000 do dziś, bo nie oczekuję od instrumentu niczego więcej. Oczywiście pewnym ograniczeniem jest pamięć oraz fakt, że grając na żywo trzeba przeładować projekty – to faktycznie trochę przeszkadza. Pogodziłem się jednak z tymi ograniczeniami i dzisiaj działają one na mnie stymulująco – każą kombinować przez co niektóre rozwiązania stają nieco naiwne, co uważam za plus. (88)
DJ URB: Przede wszystkim można na nim było samplować i nagrywać sekwencje z rozbiciem na ścieżki, więc był idealny do robienia jakiejkolwiek muzyki opartej na samplach. Nad innymi beatmaszynami miał przewagę w postaci sekwensera, więc można było trochę poszaleć. Z modelem MPC 3000 pojawił się low pass filter, więc już nie potrzeba było rackowego samplera do sparowania, żeby wyciągać z sampli linii basu.
88: To raczej oczywistość – MPC bez wątpienia ma ogromny wpływ na współczesną muzykę, a zwłaszcza hip hop, z którym jest najczęściej utożsamiana. Roger Linn jest w pewnym sensie jednym z ojców hip hopu.
A w jaki sposób konstrukcja tego urządzenia wpłynęła na was, pod względem ekspresji artystycznej?
NOON: Dzięki MPC pokochałem ograniczenia i ta filozofia towarzyszy mi do dziś. MPC spowodowało też mój „exodus” ze środowiska komputerowego. Dostęp do nieskończonej ilości próbek, brzmień i narzędzi mnie paraliżuje. MPC oraz zbliżone w założeniu urządzenia jak produkty Elektrona robią miejsce i porządek w głowie. Wielu kompozytorów, być może większość, komponuje na pianinie bądź fortepianie. Prostota zostawia miejsce dla wyobraźni. Również odejście od nut, co umożliwia praca z MPC, pozwala na intuicyjne tworzenie melodii czy akordów.
Patr00: Robiąc bity od zawsze najważniejszy był dla mnie swing oraz relacje pomiędzy bębnem i basem. Jeżeli sampler na którym pracuje umożliwia mi stworzenie czegoś co dobrze razem „siedzi” to już połowa sukcesu. Wydaje mi się, że na komputerze zawsze musiałem udawać tą organiczność, czyli oprócz stworzenia samego podkładu starałem się sprawić wrażenie, że jest w nim powietrze. MPC pozwala mi uzyskać to co chce niczego nie udając w procesie tworzenia – im jestem starszy tym bardziej jest to dla mnie ważne. To samo podejście staram się przenieść na sztuki wizualne, ponieważ zawodowo zajmuje się reżyserią, operatorką i fotografią. Połowę mojego zawodowego życia starałem się imitować jakość taśmy filmowej. Od jakiegoś czasu już nie udaje tylko po prostu jej używam. Podobnie jest z bitami – upodobałem sobie samplowanie winyli, więc muszę pracować na maszynach, które odnajdują się w tej rzeczywistości idealnie. Samplowanie winyli na MPC to czysta przyjemność.
Steve Nash: MPC ma w sobie coś takiego, że traktujesz je zwyczajnie jako instrument. System tam jest trochę inny niż w klasycznym DAW-ie, niemniej jest on bardzo intuicyjny i rozbudowany. Moim zdaniem konstrukcja MPC sprawia, że jest to genialne urządzenie do grania na żywo (fingerdrummingu).
Vu: AKAI MPC narzuca pewny workflow i bez niego czuję się jak bez ręki. Nie potrafię już pracować na samym DAW-ie. W ograniczeniach sprzętowych widzę miejsce na ludzką kreatywność. Tak jak w pierwszych latach tego sprzętu, producenci by nagrać więcej sekund sampla, nagrywali go w 45 BPM i zwalniali nagranie opcją Pitch. Niektórzy nadal stosują ten patent słysząc w nim brzmienie lat 90. – w tym ja.
Szusty: Mnie ta konstrukcja wręcz ukształtowała. Próbowałem kilka razy innego rodzaju bitmaszyn, jednak ich workflow nie porwał mnie zupełnie. Jeden nazwie to zabetonowaniem, drugi przyzwyczajeniem. Może poniekąd mają rację. Myślę jednak, że po prostu wiem czego chcę od narzędzia i właśnie AKAI MPC jest mi to w stanie zapewnić.
DJ Eprom: W mojej opinii decydujący jest układ padów i sekwenser – to one wpływają na to jak gra się na tych maszynach. Te dwa elementy sprawiają, że groove tworzony na MPC jest bardzo charakterystyczny i nie da się tego podrobić na sekwenserach krokowych. Bardzo też lubię niedokładność w edytorze sampli. To co pokazuje wyświetlacz to jedno a to co odtwarza maszyna to drugie. Jeśli ktoś całe życie tworzył na komputerze może poczuć się nieswojo, ponieważ wyświetlacz nie pokazuje edycji sampli tak dokładnie jak komputer. Przewrotnie jest to świetne, ponieważ po krótkim czasie spędzonym z tą maszyną zdajesz sobie sprawę, że musisz słuchać a nie patrzeć na dźwięk. Dzięki tym niedoskonałościom, przycinanie sampli jest mniej dokładne, co generuje dodatkowy faktor w budowaniu groove.
DJ URB: Głównie wpłynął na mnie w ten sposób, że robiłem EQ sampli przed samplowaniem, tzn. o wiele większą wagę przywiązywałem do tego aby sampel był głośny i dobrze „wykręcony” jeżeli chodzi o EQ. To najbardziej dotyczy samplowania bębnów, zwłaszcza stopy ale to głównie kwestie samego brzmienia. Jeśli chodzi o samą pracę do model MPC 2000 XL jest prosty w obsłudze jak budowa cepa i można „wyklepać” bit dosłownie w kilka sekund. Mój workflow zupełnie pomijał komputer, głównie ze względu na brak… komputera. Dzięki MPC robienie muzyki znowu stało się zabawą a nie układaniem klocków w Fruity Loops’ie. Niemniej uważam, że to producent narzuca flow narzędziu – samplery Rolanda SP-303/404/404SX mają sekwenser ale większość osób robi na nich bity na zasadzie resamplingu pomijając tą opcje.
88: Dla mnie najważniejsze jest szybkie, nieskomplikowane wdrożenie pomysłu i pod tym względem MPC sprawdza się idealnie. Jest to zamknięty, ograniczony system przeznaczony do jednego celu – nic w nim nie rozprasza. Nic nie irytowało mnie bardziej niż klikanie myszką podczas robienia muzyki. Pady bardzo pomagają w ekspresji a w mojej muzyce dzięki czułym padom każdy dźwięk ma ludzki pierwiastek. W większości przypadków mam wyłączoną kwantyzację i nagrywam bębny zupełnie „na czuja”. Bardzo rzadko edytuję sample, raczej nagrywam już przez inputy konkretne brzmienia z syntezatorów, tak więc dla mnie jest to kompletna, intuicyjna i bardzo szybka stacja robocza która niemal w niczym mi nie przeszkadza. Wielu to dziwi, ponieważ moja muzyka sprawia wrażenie dość złożonej, mocno rozbudowanej, a ja praktycznie nie korzystam z zewnętrznych gadżetów, tylko prostych oldskulowych gratów. Tak więc na pewno MPC narzuca workflow i nawet trochę styl, być może odrobinę inną muzykę robiłbym na innym narzędziu, ale zapewne starałbym się uzyskać podobne efekty.
W takim razie, który model AKAI MPC jest waszym ulubionym?
NOON: Najwięcej muzyki stworzyłem przy pomocy wersji 2000 ale korzystałem też z MPC 60. Wersja 60 brzmiała fenomenalnie, szczególnie podpięta bezpośrednio w odsłuchy, bez przetworników. To najlepiej brzmiące urządzenie jakie znam, również najlepiej wykonane. Dzisiaj rynek się zmienił, myśli się masowo. Nie ma praktycznie urządzeń typu premium. Metal, drewno, skóra to już niestety za nami. Od lat pracuję na urządzeniach Elektrona, dzięki którym zachowałem minimalizm, ale zwiększyłem prędkość i kreatywność choć były to frustrujące lata, bo np. na precyzyjne ustawienie początku i końca sampla w urządzeniach Elektrona czekałem około dekady…
Robiąc bity od zawsze najważniejszy był dla mnie swing oraz relacje pomiędzy bębnem i basem. Jeżeli sampler na którym pracuje umożliwia mi stworzenie czegoś co dobrze razem „siedzi” to już połowa sukcesu. Wydaje mi się, że na komputerze zawsze musiałem udawać tą organiczność, czyli oprócz stworzenia samego podkładu starałem się sprawić wrażenie, że jest w nim powietrze. MPC pozwala mi uzyskać to co chce niczego nie udając w procesie tworzenia – im jestem starszy tym bardziej jest to dla mnie ważne. (Patr00)
Steve Nash: Moim ulubionym modelem jest MPC LIVE! Jest w nim wszystko czego brakowało mi kiedyś. Zacznijmy od początku: zasilanie bateryjne na 6 godzin, dotykowy wyświetlacz, świetne brzmienie, 2 GB RAMu, możliwość zmieniania długości pętli w trakcie tworzenia utworu bez konieczności zatrzymywania sekwensera i przede wszystkim fenomenalne pady. Jest to kompletne narzędzie do tworzenia i wykonywania muzyki. Plugin MPC 2.0 powoduje natomiast, że programowanie MPC z poziomu komputera nigdy nie było prostsze. To urządzenie to rewolucja.
Szusty: AKAI MPC Renaissance, na którym pracuję obecnie. Przekształcenie samodzielnych MPC w sterownik do komputera ma wielu zwolenników i przeciwników. Ja natomiast uważam, że był to doskonały ruch. Uwielbiam rozwiązania Renaissance dotyczące cięcia sampli i precyzyjnej edycji ich fragmentów. Na ogromny plus zasługują praktyczny Pad Mixer czy chociażby różnokolorowe podświetlenia padów w zależności od pełnionej funkcji. Interfejs "Renaty" jest bardzo czytelny i intuicyjny, dzięki czemu nie miałem problemu z przejściem na ten model, znając interfejs AKAI MPC starszych wersji. I na koniec rzecz oczywista, ale według mnie ogromnie ułatwiająca pracę – oprogramowanie MPC Software w końcu daje możliwość zobaczenia wszystkich detali na ekranie monitora komputerowego, dzięki czemu nie trzeba godzinami wpatrywać się w mikrowyświetlacz bitmaszyny.
Daniel Drumz: MPC 2000 XL był bardzo długo moim głównym DAW-em, co niestety było również dość ograniczające. W pewnym momencie miałem po prostu dość tych 32 MB i ciągłego przerzucania sampli. Zacząłem używać Abletona Live'a na scenie i zaraz później w zasadzie zapomniałem o MPC. Live z resztą wydawał mi się bardzo podobny w działaniu do MPC. W zasadzie od razu byłem w stanie dość swobodnie pracować w tym programie. Bardzo podobał mi się JJ OS do tych nieco nowszych modeli MPC ale to powinien być oficjalny system od AKAI. Widać było niestety, że AKAI śpi gdzieś słodko w latach '90.
Zone: Przez jakieś 5 lat pracowałem na MPC 2000 i przez ten czas nie miałem absolutnie żadnych problemów z tym sprzętem – ani razu się nie zawiesił. W przypadku którego DAW-a można powiedzieć to samo? W tym roku przesiadłem się na MPC 60 MK II. O zmianie na ten model zadecydował przede wszystkim świetny sekwenser Rogera Linn’a i 12 bitowe przetworniki, które nadają niesamowitego brzmienia wyciętym próbkom. Prostota, prostota i jeszcze raz prostota.
DJ URB: MPC 3000. Decyduje o tym filtr oraz naprawdę szerokie brzmienie. Dla mnie najważniejszym elementem MPC jest właśnie filtr (w trybie simult ze stopą CUDO) oraz echo/delay. Tak się składa, że jedyny efakt jaki ma MPC 3000 to echo a filtr jest tam mocarny – w połączeniu z możliwością ustawiania na nim koperty można niemalże tworzyć synthy z sampli. W każdym razie przy dobrym samplowaniu brzmienie uzyskuje się od razu. Uwielbiam też sekwenser – w step edit można stworzyć pięknie rzeczy. Kocham aranżować na MPC zsynchronizowanym z DAW-em z którego lecą wokale. Brakuje mi tylko możliwości tworzenia katalogów, bo nigdy wcześniej nie nazywałem sampli a w XL robiłem po prostu oddzielne katalogi na każdy bit. No i jeszcze cięcia przy pomocy suwaka ale i tak sample tnie się w łatwy sposób – każdy rozbity jest w szablonie sekunda-tysięczna sekundy-setna tysięcznej (tak można by to chyba nazwać). Generalnie najlepszym samplerem w kwestii obróbki sampla i brzmienia jest Ensoniq ASR-10 ale sekwenser nie umywa się do MPC.
88: Od początku korzystam tylko z MPC 1000, nie używam komputera do tworzenia muzyki, jedynie do ostatecznej rejestracji. Staram się eksploatować MPC do granic możliwości – wykorzystuję kanały MIDI, wszystkie outputy dzięki którym przy pomocy miksera analogowego i efektów mogę sprawnie miksować materiał na żywo. Na tym etapie mocno czerpię z jamajskiej szkoły.
No a jaką przyszłość widzicie przed tym narzędziem?
NOON: Po MPC 2000 nie powstało według mnie żadne MPC godne uwagi, a współczesnej ery plastikowych kontrolerów AKAI wolę nie komentować. Dla mnie pomniejszona wersja 2000, wykonana jak MPC 60 z dostępem do USB dla przesyłania danych i zachowaniem prostosty starego systemu byłaby spełnieniem marzeń. Brzmi prosto, ale dostępne są tylko niezbyt udane kopie pomysłu AKAI i Linna. Szczególnie gonitwa rozwiązań typu MPC za możliwościami komputera jest bezsensu. MPC pozostanie więc klasycznym instrumentem z lat 90. o własnym brzmieniu i charakterze. Za 10 lat nikt tego nie powie np. o Maschine.
Patr00: Pomimo, że Roger Linn odszedł z AKAI po stworzeniu MPC 3000 kręgosłup jego pomysłu pozostał do dziś. AKAI odnajduje się na rynku coraz lepiej i ich nowe produkty odpowiadają na potrzeby dynamicznie zmieniającego się rynku. Posiadam Reneissance oraz MPC STUDIO, które lubię i traktuje jako „MPC na sterydach”. Nie zastąpią mi one starych modeli ale wprowadza taki element „MPC reality” do komputerowej rzeczywistości co dla takiej firmy jak AKAI jest niezwykle istotne. Ten słynny „timing” udaje się jakimś cudem przemycać do nowych modeli, więc jestem raczej spokojny o przyszłość tego narzędzia. Sentymentalizm technologiczny jest dla firm sprzętowych bardzo niebezpieczny. Dla tych którzy tęsknią za klasycznymi modelami pozostaje rynek wtórny, gdzie cały czas pojawia się sporo urządzeń.
Steve Nash: AKAI w nowej serii MPC Live oraz X, postawiło na odświeżoną konstrukcję – po prostu wstawili w MPC bardzo szybki komputer. Myślę, że obecna przyszłość MPC to przede wszystkim rozwijanie firmware sprzętu. Dodam, że najnowsze modele posiadają funkcje wi-fi oraz bluetootch, więc czekam tylko na coraz to nowsze update’y które z pewnością przyniosą jeszcze wiele radości użytkownikom najnowszych modeli MPC.
Vu: Bardzo mnie cieszy krok firmy AKAI w sprzęt standalone, szczególnie że MPC to skrót od Music Production Center. Tak więc z samej nazwy centrum naszej uwagi powinno być skupione na samej MPC a nie na komputerze. Na pewno chętnie przetestuję ponieważ w MPC Studio lub Ren irytowały mnie momenty w których nie mogłem czegoś zrobić korzystając z hardware’u i musiałem włączać monitor by kliknąć myszką. Jeżeli takie sytuacje nie będą miały miejsca to jestem na tak.
Szusty: Jestem niemal przekonany, że AKAI w przyszłości będzie chciało wypuścić w pełni funkcjonalnego DAW-a kontrolowanego z poziomu MPC, które znowu będzie pełniło rolę serca studia muzycznego. Na to wskazuje najnowsza seria AKAI MPC (Live oraz X) z oprogramowaniem MPC Software 2.0. Jestem nastawiony do tego przychylnie, chociaż starsze i samodzielne MPC-tki miały swój urok i charakterystyczne brzmienie.
DJ Eprom: Modyfikacje potrzebne są na pewno samej marce AKAI żeby wciąż sprzedawać nowe instrumenty… Nie wiem czy potrzebuję czegoś więcej od swojej MPC 5000, która ma genialny sampler, świetne funkcje edycyjne i pracuje mi się na niej szybciej niż na komputerze. Dodatkowo ma bardzo fajny i przydatny syntezator na pokładzie. Jedyne co mógłbym zmienić to update tego ostatniego. Czasami mógłby się zamienić w bardzo prostą emulację MiniMooga.
Zone: Szczerze mówiąc ciężko mi się wypowiadać na temat nowych MPC ponieważ nie miałem nigdy styczności z tymi maszynami. Od niedawna pracuje nad MPC 60, która jest najbardziej uboga w funkcje ale nie brakuje mi w niej absolutnie niczego. Oczywiście dzisiaj firma AKAI tworzy zupełnie inne produkty niż 20-30 lat temu ale nie wiem czy nie traci to trochę sensu kiedy do obsługi MPC potrzebny jest komputer…
DJ URB: Myślę, że MPC X i MPC Live to najfajniejsze co mogli zrobić ale teraz standardem jest Ableton, który ma praktycznie nieograniczone możliwości i w porównaniu z MPC kosztuje grosze. Szczerze mówiąc nie za bardzo się nad tym zastanawiam, bo poszedłem w przeciwnym kierunku – w coraz starsze rzeczy. W świetle powrotu winyli i kaset możliwe, że standalone samplery mają jeszcze przed sobą przyszłość – wyszła np. trzecia wersja SP-404.
88: Nie myślę o tym, póki moje narzędzie mi wystarcza. Pewnie to głupie, ale przyznam szczerze, że jak widzę te wszystkie świecące guziczki to mam odruch wymiotny. Nie chcę być też za wszelką cenę vintage, bo nie o to chodzi, po prostu chyba nie przepadam za zbyt dużymi ułatwieniami. W dodatku aspekt wizualny chyba jest dla mnie istotny, lubię jak narzędzia wyglądają solidnie, prosto, a nie jak choinka na Boże Narodzenie.
PRZECZYTAJ DRUGĄ CZĘŚĆ TEKSTU O SERII AKAI MPC TUTAJ