W zasadzie już od samego początku branży nagraniowej wykonawcy i producenci zaczęli ubarwiać partię wokalną na różne sposoby – a to przenosząc ją w jakąś nienaturalną przestrzeń (pogłos, echo), a to sprawiając, że brzmiała ostro i agresywnie (przesterowanie) lub jakby całkowicie nie z tego świata (wokoder, flanger). Zaczęto też sztucznie „pogrubiać” głos jednego wykonawcy przez takie techniki jak ADT (Artificial Double Tracking), bardzo krótkie, powtarzalne opóźnienie dodane do głosu oryginalnego, czy wreszcie to samo opóźnienie, ale poddane modulacji (chorus).
(Hiper)naturalnie
Jakkolwiek brutalnie by to nie zabrzmiało, w którymś momencie okazało się, że aby być znaną wokalistką lub znanym wokalistą nie trzeba mieć fenomenalnego głosu, ale wystarczy ładna buzia. Problemem okazało się to, że taśma nie kłamie i po nagraniu wychodziły na wierzch wszystkie niedoskonałości. Natura nie znosi próżni, więc studia nagrań, by móc funkcjonować w takich warunkach, musiały znaleźć rozwiązanie.
Z początku radzono sobie z tym za pomocą pierwszych samplerów, wgrywając z taśmy nie do końca idealnie zaśpiewane sylaby, odpowiednio je dostrajając i z powrotem „wbijając” na taśmę w miejsce oryginalnych fragmentów. Ludzki słuch jest bardzo wrażliwy na techniczne niedoskonałości głosu, zatem trzeba było to jakoś „kreatywnie” zamaskować. Stąd tak duża ilość efektów chorus i pogłos w niektórych nagraniach pop z lat 80-tych.
Gdy pojawił się Auto-Tune, stworzony do tego, by usprawnić korekcję intonacji, ale z czasem wykorzystywany wręcz do resyntezy głosu, wokale stały się hiper-naturalne i wyrównane jak spod linijki. Od tego momentu Auto-Tune stał się synonimem określonego efektu wokalowego, a takie narzędzia jak Celemony Melodyne czy Synchro Arts Revoice Pro procesorami do niedostrzegalnej dla słuchacza korekcji intonacji.
(Nie)ludzkie dźwięki
Inna ścieżka rozwoju technologii przetwarzania wokalu od samego początku nosiła znamiona działań zamierzonych i czysto artystycznych. Wyznaczyło ją zastosowanie takich efektów jak Vocoder (m.in. Kraftwerk) oraz Talk-Box/Sonovox i szereg innych tego typu. Te ostatnie stały się szczególnie popularne wśród gitarzystów (The Who, Peter Frampton, Pink Floyd, Bon Jovi i wielu innych). Współczesne produkcje, jak choćby Air czy Daft Punk, są wręcz naszpikowane różnego typu procesorami do resyntezy głosu, które sprawiają, że całość brzmi tak, jak śpiewające roboty.
Jeszcze innym torem rozwijało się przetwarzanie głosu na potrzeby filmów i gier. Zapotrzebowanie na wszelkiego typu nienaturalne, acz zawierające w sobie humanoidalny pierwiastek głosy rosło wraz z wielkością wpływów z wszelkiego typu produkcji sci-fi/fantasy oraz komputerowych strzelanek, w których ryk potworów z głębi Ziemi, mrocznego lasu lub kosmosu musiał wywoływać ciarki na plecach. Dość szybko zauważono, że wystarczy obniżenie wysokości dźwięku, by uzyskać podobny efekt, ale dopiero zaawansowane algorytmy oparte na resyntezie granularnej oraz przetwarzanie splotowe i cała gama efektów sprawiły, że monstra zabrzmiały tak jak trzeba.
Bez korekcji ani rusz
Gdy wszystko powyższe zestawimy z wokalami z nagrań Franka Sinatry, Barry White’a, Édith Piaf czy nawet, choć to przypadek osobliwy, Boba Dylana to widzimy, jak długą drogę przeszła technologia związana z przetwarzaniem głosu na potrzeby nagrań wszelakich.
Jej podobieństwo do tego, co stało się z obróbką np. dźwięku gitary elektrycznej, jest wręcz uderzające. Słuchacze przyzwyczaili się już do wypucowanego, nasyconego, wyprostowanego, napudrowanego i wyperfumowanego wokalu do tego stopnia, że każda inna jego forma nie jest już akceptowana. Zjawisko to nie ominęło nawet takich gatunków jak buntownicza, agresywna czy demonicznie nastawiona do świata muzyka gitarowa, z black metalem na czele.
Z głosem stało się dokładnie to, co ze zdjęciami publikowanymi w prasie kolorowej – bez minimalnej choćby ingerencji Photoshopa żadne z nich nie ma prawa trafić do druku, bo będzie wyglądać amatorsko i... dziwnie.
Wokal: cięcie i gięcie
Współczesna muzyka rozrywkowa dziwacznymi wokalami stoi. Wystarczy posłuchać tego co dzieje się na listach przebojów: jeśli nie przesolony autotuner, to robocie chórki transponowane w górę i w dół, cięte i gięte do granic możliwości. Większość tych zabiegów można odwzorować za pomocą narzędzi powszechnie dostępnych w każdym przyzwoitym DAW, ale na rynku pojawiło się kilku bardzo ciekawych graczy, którzy znacząco podnieśli poprzeczkę w dziedzinie operacji na otwartym gardle, jednocześnie znacznie upraszczając cały proceder.
W naszym artykule prezentujemy kilkanaście z wielu dostępnych obecnie procesorów, których zadaniem jest przetwarzanie partii wokalnej na szereg różnych sposobów. Każdy z nich służy do innych zadań, a ich wykorzystanie do partii śpiewanej w piosence jest tylko jednym z wielu i to niekiedy nie najważniejszym z punktu widzenia producenta danego narzędzia.
Historia jednak pokazuje, że wykorzystanie do prac typowo kreatywnych czegoś, co pierwotnie miało służyć do innych celów, może się okazać strzałem w dziesiątkę. Tak było choćby w przypadku wokodera, który pierwotnie miał służyć do kodowania głosu na potrzeby telekomunikacji a nawet szyfrowania transmisji, aby nieprzyjaciel nie mógł zrozumieć jej treści.
Pierwszy z prezentowanych w naszym artykule procesorów to Dehumaniser 2 firmy Krotos, która specjalizuje się głównie w tworzeniu wtyczek na potrzeby rynku filmu i gier komputerowych. Kilka miesięcy temu opisywaliśmy na łamach EiS inną ich wtyczkę – Reformer Pro, która swoją drogą może się świetnie sprawdzić także w kreatywnym przetwarzaniu wokali. Niedawno jednak premierę miała nowa wersja wtyczki Dehumaniser dedykowanej do kreacji zniekształconych, nieludzkich głosów – od potworów bulgoczących bagiennym narzeczem, po sepleniące androidy.
Z kolei doskonale znana w branży pro-audio firma iZotope zrobiła ostatnimi czasy wiele, by ułatwić użytkownikom pracę ze swoimi wtyczkami. Vocal Synth 2 prezentuje się w bardziej minimalistycznej i przejrzystej szacie w porównaniu z poprzednią wersją (w zgodzie z linią designu obowiązującą w nowych odsłonach Ozona i Neutrona), jednocześnie oferując więcej algorytmów i możliwości.
Gdy mowa o ekstremalnym przetwarzaniu głosu, to nie można nie wspomnieć o firmie, od której całe szaleństwo się zaczęło. Antares zbudował swoją potęgę na Auto-Tune, który z czasem bardziej niż narzędzie do korygowania fałszów, stał się generatorem irytujących robocich zaśpiewów, których najwyraźniej publiczność nie ma dość.
Swoją drogą, żaden automatyczny stroiciel nie wyczyści perfekcyjnie niestrojącej ścieżki wokalnej. Piszę to z pełną odpowiedzialnością, gdyż wypróbowałem wszystkie z nich. Oczywiście automat wyprasuje większość fałszów, szczególnie tych mniejszych, ale ludzki głos jest tak skomplikowanym i niepowtarzalnym zjawiskiem, że koniec końców zawsze trzeba siąść i stroić ręcznie, zwykle sylaba po sylabie...
O ile jednak za pomocą samego Auto-Tune można wykręcić więcej niż T-Paina (spróbujcie np. zdublować ścieżkę saksofonu, albo trąbki, przetransponować ją o oktawę w dół i zmiksować w odpowiednich proporcjach z oryginałem), to prawdziwa jazda bez trzymanki zaczyna się, gdy zaprzyjaźnimy się z pakietem AVOX 4.
Krotos Dehumaniser 2 (343 GBP)
Wtyczki Krotos są banalnie proste w obsłudze, a za ich pomocą można osiągnąć zdumiewające rezultaty w kilka minut.
Budowa Dehumanisera 2 jest modularna. Pod jego maską czai się 10 bloków, które można łączyć na różne sposoby. Mamy więc takie klasyczne narzędzia jak Ring Modulator, Pitch Shifter, Flanger/Chorus, Delay Pitch Shifter, Noise Generator, Sample Trigger czy Vocoder, ale też bardziej egzotyczne, w rodzaju Granulatora, Spectral Shiftera oraz modułu o nazwie Scrubbing Convolution.
Ten ostatni szczególnie przypadł mi do gustu. Działa trochę jak Vocoder, tyle że zamiast sygnału nośnego (carrier), którym zwyczajowo jest syntezatorowa barwa bogata w harmoniczne, tutaj mamy sample, dynamicznie nakładane na źródło na podobieństwo pogłosu splotowego. Początek oraz szybkość ich odtwarzania można definiować ręcznie rysowaną obwiednią (najlepiej słychać to na presecie Mammoth).
Owo dynamiczne nakładanie to w przypadku Dehumanisera rzecz kluczowa, która odróżnia go od reszty konkurencji. Nie ma mowy o statycznym odtwarzaniu sampli – w poszczególnych modułach można decydować, jak będzie reagował silnik efektów w zależności od obrabianego materiału. Czasem lepiej sprawdzi się zwykły detektor obwiedni (Envelope Follower), a innym razem bardziej realistycznie procesor zachowa się analizując sygnał wejściowy pod kątem zmiany wysokości dźwięku (Pitch Tracking), fluktuacji głośności w trybie Peak albo RMS czy też różnic w energii (Energy Difference).
Użytkownik ma nawet możliwość aktywowania różnych sampli w zależności od amplitudy głośności sygnału wejściowego. Pod tym względem Dehumaniser 2 zachowuje się tak samo jak Reformer Pro – rezultat jest zawsze bardzo dynamiczny, a cały system reaguje natychmiast na wszelkie zmiany sygnału źródłowego, co ma ogromne znaczenie szczególnie przy pracy w czasie rzeczywistym.
Na pokładzie znajduje się bardzo bogata kolekcja sampli – od pomruków geparda po dźwięk tłuczonej szklanki. Wszystkie można łączyć, przetwarzać i budować skomplikowane struktury z oddziaływującymi na siebie modułami. Najlepiej jednak zacząć od presetów, które są świetną lekcją poglądową.
Po uruchomieniu wtyczki na śladzie wokalu (można jej też używać w czasie rzeczywistym), w głównym oknie pojawia się cała konfiguracja. Przypomina to bardzo środowisko klasycznego już Reaktora firmy Native Instruments, tyle że tu jest o wiele prościej i bardziej przejrzyście. U góry interfejsu mamy wszystkie moduły. Wystarczy przeciągnąć je na okno główne i już możemy łączyć je wirtualnymi kabelkami klikając na trójkąciki oznaczone jako In i Out. Jeśli chcemy zmieniać parametry danego modułu wystarczy na niego kliknąć, a na dole pojawiają się duże, wygodne pokrętła. Jest też opcja kontrolowania najważniejszych parametrów w wielu modułach jednocześnie. Wystarczy kliknąć zakładkę na dole modułu, by odsłonić najważniejsze dwa albo trzy pokrętła. Ekstremalnie proste i efektywne. Nie trzeba nawet czytać instrukcji obsługi. Wystarczy kilka minut zabawy presetami.
iZotope Vocal Synth 2 (785 zł)
W nowej wersji klasycznego już Vocal Synth wszystko jest proste i logiczne.
Jeśli wciąż zachodzicie w głowę jak zespół Beastie Boys wykręcił ten soczysty sound vocodera w Intergalactic, to wystarczy włączyć któryś z presetów znajdujący się na pokładzie nowego Vocal Syntha. Polecam zacząć zabawę od tego, o wiele mówiącej nazwie Planet Galaxy (swoją drogą Beastie Boys oryginalnie użyli taniutkiego urządzenia wątpliwej jakości o nazwie Next Vox II).
Na górze interfejsu usytuowane są główne procesory. Oprócz znanych z poprzedniej wersji, klasycznych modułów Vocoder, Talkbox, Compuvox i Polyvox, w nowej dodano Biovox, który teoretycznie ma pomóc w osiągnięciu bardziej organicznych efektów (pozwala np. akcentować konkretne samogłoski). W praktyce brzmi jak naprawdę wkurzony robot, szczególnie jeśli podkręcimy parametr Breath (jeśli nie wiecie co mam na myśli, to posłuchajcie utworu How Does It Make You Feel? z płyty 10 000 Hz Legend zespołu Air).
W zdecydowanej większości przypadków do obsługi danego modułu wystarczą cztery pokrętła umieszczone na każdym panelu, ale gdybyście chcieli zagłębić się w tajniki syntezy mowy, wystarczy kliknąć w prawym dolnym rogu, by zamiast frymuśnej animacji w centralnym punkcie okna głównego pojawiła się cała bateria parametrów. Nie ma sensu opisywać każdego z nich, należy jednak odnotować, że w sekcji Vocodera można teraz wpływać na poszczególne pasma.
Vocal Synth 2 pozwala już zmieniać kolejność efektów. Te ostatnie znajdują się na dole interfejsu. Do dyspozycji mamy typowe procesory, jak Ring Modulator, Distortion, Chorus, Filtr i Delay, ale też ciekawsze rzeczy w rodzaju efektu o nazwie Transform (emulacje różnego rodzaju głośników), czy Shred, który wbrew nazwie sugerującej przester jest prostym, acz skutecznym minisekwencerem pozwalającym na uzyskanie pociętych i glitchowych wokali.
Jeżeli miałby zdecydować się na zakup jednej wtyczki przeznaczonej do kreatywnego przetwarzania głosu, to bez wątpienia byłby to właśnie Vocal Synth 2, bo oferuje wszystkie klasyczne, zakręcone efekty dostępne z poziomu kilku prostych parametrów, ale jednocześnie udostępnia nieskończoną paletę barw dzięki swojej półmodularnej konstrukcji. Na uwagę zasługuje również masa doskonale skrojonych presetów o bardzo zróżnicowanym charakterze. Cenowo nowa wtyczka iZotope prezentuje się również całkiem atrakcyjnie, szczególnie w porównaniu z wyżej opisywanym Dehumaniserem.
Jeżeli miałby zdecydować się na zakup jednej wtyczki do kreatywnego przetwarzania głosu, to bez wątpienia byłby to Vocal Synth 2
Antares AVOX 4 (399 USD)
W tym wypadku dostajemy pakiet aż 11 wtyczek, dzięki którym możemy z głosem zrobić dosłownie wszystko.
Nie ma sensu opisywać każdej wtyczki z osobna, bo część z nich ma typowo utylitarne przeznaczenie (Punch Evo pozwala na szybką obróbkę dynamiczną wokalu, Sybil Evo pozbawi go nadmiernych esek, Warm Evo doda lampowej saturacji a Dual Evo stworzy automatycznego dubla), ale jest w tym stadku parę okazów, które mogą uratować Wam skórę, gdy wszystko inne już zawiedzie.
Zacznijmy od wokalisty/stki, która jakoś zmęczy główną linię melodyczną, ale z chórkami śpiewanymi w konkretnych interwałach już znacznie gorzej. Można oczywiście nagrywać do skutku, a potem godzinami stroić ręcznie, ale można też stworzyć chórki za pomocą wtyczki Harmony Engine. Pozwala ona na generowanie do czterech niezależnych głosów na podstawie jednego śladu wejściowego. Każdy głos może mieć inny charakter dzięki modelowaniu gardła oraz wprowadzaniu fluktuacji w stroju i głośności. Ponadto każdy głos może być zmultiplikowany dzięki funkcji Choir Vocal Multiplier, choć w tym przypadku mniej znaczy więcej, bo to jednak syntetyczny śpiewak i przy kilkunastym klonie zaczyna się robić śmiesznie. Niemniej jednak, jeśli chcecie podrasować wątły wokal albo zapełnić dziurę w częstotliwości, Harmony Engine jest niezawodny, szczególnie jeśli używać go w tle i z umiarem. Świetnie zresztą sprawdza się nie tylko na wokalach, ale i niektórych instrumentach dętych, a czasem nawet na partiach gitary.
Przy tworzeniu nowoczesnych, wykręconych efektów wokalnych, które sprawdzą się w muzyce pop, najciekawszymi narzędziami z pakietu AVOX 4 są Mutator Evo, Articulator Evo oraz Aspire Evo. Najbardziej nieziemski w dosłownym tego słowa znaczeniu jest Mutator. Jego sercem jest zaawansowany modulator kołowy oraz pitch shifter połączony z modelowaniem wirtualnego gardła. Za pomocą kilku ruchów można zamienić zwykłą ścieżkę wokalną w ziejącego nienawiścią pozaziemskiego stwora, szczególnie jeśli użyć opcji Alienization. Działa ona na podobnej zasadzie co synteza granularna – głos jest cięty na mniejsze plasterki, a później każdy z nich jest odwracany. Jeśli potwór ma dosłownie dyszeć, to warto przyjrzeć się wtyczce Aspire Evo, która umożliwia nie tylko redukcję nadmiernych oddechów, ale też ich dodawanie. I czyni to naprawdę dobrze, bo potrafi oddzielić zawartość harmoniczną od samych oddechów. Jeśli zatem chcecie sprawić, by wokal był spocony jak Michael Bolton tuż po wyjściu z sauny, to Aspire jest chyba jedyną propozycją na rynku, która to umożliwia. A tak poważnie, efekt jest podobny do kompresora nastawionego na głęboką redukcję z bardzo szybkim czasem powrotu, tyle że bez pompowania.
Ostatnim kreatywnym narzędziem z serii, które idealnie wpisze się w nowoczesne trendy oraz wciąż modne powroty do brzmień lat 80. jest Articulator EVO, czyli wirtualna wersja klasycznego Talk Boxa. Działa na podobnej zasadzie jak Vocoder – wystarczy założyć Articulatora na ścieżkę instrumentu, którym będziemy mówić (może być syntezator, ale i gitara sprawdzi się nieźle), a potem wskazujemy ślad wokalu, który będzie modulował ścieżkę właściwą. Gotowe – już tylko kilka chwil dzieli Was od stworzenia hitów na miarę duetu Chromeo.
Klasyki gatunku
XILS Lab Vocoder 5000 (149 EUR)
Nie ma bardziej klasycznego efektu niż Vocoder, a jego popularność wciąż nie słabnie, odkąd zespół Kraftwerk spopularyzował go na swoich klasycznych albumach. Niemcy używali wielu urządzeń m.in.: Roland SVC-350, VP-330, Sennheiser VSM-201 czy EMS 2000/3000/5000. Szczególnie ten ostatni cieszył się sporą popularnością wśród muzyków elektronicznych ze względu na organiczne, naturalne brzmienie. Vocoder 5000 jest ukłonem właśnie w stronę legendarnej firmy EMS, a konkretnie EMS 5000. Przez wiele lat szukałem wokodera, który oferowałby czyste, klarowne brzmienie, ale bez cyfrowych kantów. Dopiero Vocoder 5000 sprawił, że usłyszałem w monitorach znajome ciepłe barwy. Procesor jest prosty w obsłudze – wszystkie główne parametry dostępne są z poziomu centralnego okna, ale jeśli chcecie zagłębić się w wewnętrzną strukturę urządzenia i wyjść poza barwy oferowane przez presety (swoją drogą genialne), to wystarczy kliknąć logo firmy. Dostajemy się wówczas do takich słodyczy, jak ilość filtrowanych częstotliwości czy nachylenie filtru i jego uwypuklenie. Jest jeszcze opcjonalna modulacja FM, PWM oraz matryca pozwalając na błyskawiczną zmianę relacji pomiędzy blokiem analizy i syntezy, choć w 90% przypadków i tak wystarczą doskonale skrojone presety. Jeśli więc szukacie jednej, porządnej wtyczki, która zaspokoi wszystkie Wasze zachcianki w departamencie robociego głosu, to sugerowałbym zacząć testowanie właśnie od Vocodera 5000.
Sonic Charge Bitspeek (33 USD)
Firma Sonic Charge najbardziej znana jest z legendarnej bitmaszyny µTonic, ale równie ciekawą wtyczką jest Bitspeek, mimo że na rynku obecna jest już dobrych parę lat. Nawiązuje ona do technologii kodowania głosu na potrzeby telefonii komórkowej. Na pewno znacie też ten głos z dzieciństwa – wiele zabawek z lat 80. i 90. korzystało z tego rozwiązania, co owocowało laleczkami i robotami o wyjątkowo upiornych głosach. Bitspeek analizuje głos pod kątem formantów, głośności i wysokości dźwięku, po czym resyntetyzuje go za pomocą prostego oscylatora, szumu i filtru. Teoretycznie podobny efekt osiągniecie dzięki innymi wtyczkom, choćby wspomnianej wyżej Vocal Synth 2, ale Bitspeek wciąż brzmi wyjątkowo. No i można nim grać poprzez MIDI oraz zamrażać formanty.
Audio Ease Speakerphone 2 (2.140 zł)
Kolejny leciwy klasyk, który wciąż trzyma się dobrze. Mamy do czynienia z biblioteką odpowiedzi impulsowych ściągniętych z całej gamy charakterystycznych środowisk akustycznych uwzględniających takie „przetworniki” jak stary telefon ebonitowy, hełm astronauty, megafon czy leciwe walkie-talkie. Wystarczy założyć wtyczkę na dany ślad i aktywować preset ze stosownym obrazkiem. Kreatywnych zastosowań są tysiące i to nie tylko w odniesieniu do wokalu. Polecam przepuszczanie śladów syntezatora przez symulację starego gramofonu i dobarwianie nim oryginalnego źródła.
Niestety, rzecz jest kosztowna. Holenderska firma Audio Ease, znana też z procesora Altiverb, kieruje swoje produkty do wysokobudżetowych studiów nagrań, postprodukcyjnych i filmowych, czyli odbiorców, którzy nie lubią być obrażani niską ceną.
AudioThing Fog Convolver (48 EUR)
Swego rodzaju przeciwieństwem Audio Ease jest AudioThing – mała firma, ale wypuszczająca na rynek bardzo dopracowane wtyczki wysokiej jakości za niewielkie pieniądze. Jedną z moich ulubionych jest Fog Convolver, który działa na takiej samej zasadzie jak Speakerphone, tyle że nie oferuje aż tak bogatej biblioteki odpowiedzi impulsowych. Ponadto bardziej niż na egzotyczne efekty, sprofilowany jest na typowo produkcyjne przetwarzanie dźwięku. Dobra informacja jest też taka, że oprócz fabrycznego zestawu impulsów, w skład którego wchodzą m.in. symulacje starych mikrofonów czy wnętrza statku kosmicznego, Fog Convolver łyka niemal wszystkie impulsy jakimi go obdarzycie. Jeśli więc gdzieś na dysku zalegają Wam próbki odpowiedzi np. pogłosów sprężynowych, to istnieje spora szansa, że Fog Convolver pozwoli Wam cieszyć się nimi na nowo, tym bardziej że jego obsługa jest bajecznie prosta i intuicyjna. A przede wszystkim zachęcam do tworzenia własnych impulsów, co jest o wiele prostsze niż się wydaje.
6 interesujących efektów do automatycznego strojenia
Przedstawione tutaj procesory, z wyjątkiem pierwszego, za który trzeba zapłacić, są całkowicie darmowe, choć dwa z nich mają swoje wersje komercyjne. Pozwalają one uzyskać charakterystyczny efekt automatycznego odstrojenia, który jednoznacznie kojarzymy z takimi wykonawcami jak Cher czy T-Pain.
1.
Antares Auto-Tune RealTime
Jednym z narzędzi, które natychmiastowo i w czasie rzeczywistym pozwala uzyskać efekt Auto-Tune, jest... Antares Auto-Tune RealTime, tutaj w wersji wtyczki UAD-2. Kluczem jest odpowiedni wybór skali i skrócenie do minimum czasu dostrajania. W tym wypadku ustawienie kontrolek w sekcji Pitch Correction Control na 0 daje natychmiastowy efekt.
2.
Melda MAutoPitch
Bardzo podobny do Auto-Tune RealTime – a nawet ciekawszy, bo z możliwością poszerzenia przestrzeni, odstrojenia całości pod kątem rzeczywistej tonacji utworu, a także zmiany składu formantowego – jest Melda MAutoPitch. Procesor dostępny jest w wersji komercyjnej, jak też bezpłatnej, o funkcjonalności, która całkowicie wystarcza do tego, by uzyskać „T-Paina”.
3.
ReaTune
Użytkownicy programu Cockos Reaper mają automatycznego stroiciela pod postacią wtyczki ReaTune, standardowo dostarczanej wraz z tym DAW. Aby uzyskać w niej oczekiwane brzmienie należy wybrać zakładkę Correction, zaznaczyć opcję automatycznej pracy i wskazać skalę docelową. Czym krótszy czas Attack, tym bardziej wyrazisty efekt sztuczności.
4.
Vocal Transformer
Absolutnie niepowtarzalne efekty pozwala uzyskać dostępna w programie Apple Logic Pro X wtyczka Vocal Transformer. Wygląda mało poważnie, ale jej funkcjonalność w trybie Robotize jest nieprawdopodobna. Regulujemy globalne odstrojenie, tryb trackingu oraz odstrojenie formantów. Doskonały procesor, w dodatku całkowicie za darmo.
5.
Pitch Correction
Innym narzędziem wchodzącym w skład Logic Pro X jest Pitch Correction. To bardziej rozbudowany Vocal Transformer, w którym możemy wskazać skalę muzyczną, do której będą „przyciągane” dźwięki. Jest mu bliżej do Auto-Tune, ale w połączeniu z Vocal Transformer możemy wykreować rzeczy zupełnie niedostępne w innych procesorach.
6.
Auburn Sounds Graillon 2
Auburn Sounds Graillon 2 dostępny jest w wersji bezpłatnej i komercyjnej. Darmowa nie ma opcji modulacji pitch-trackingu i bitcrushera, a poza tym doskonale dostraja głos do skali, pozwala dodać drugi, odstrojony o dowolny interwał, świetnie przetwarza formanty i pogrubia dźwięk. Fantastyczna wtyczka, którą koniecznie trzeba mieć!