Co zapamiętamy z tegorocznego Superbooth? (cz. III) Wywiad z Martinem McKey
Zapraszamy na ostatnią część naszego podsumowania targów Superbooth 2018. Tym razem mamy dla Was garść informacji z pierwszej ręki, ponieważ swoimi wrażeniami prosto z Berlina podzielił się z nami Martin McKey, który bardzo aktywnie uczestniczył w tegorocznej edycji tego wydarzenia.
Nasz rozmówca to znany w środowisku inżynier dźwięku, akustyk oraz miłośnik i twórca muzyki elektronicznej. W swojej kolekcji syntezatorów posiada m.in. Korga TR, Rolanda JD-Xi czy ELKA x19T i wiele innych. Martin mocno związany jest z ruchem OpenSource i aktywnie działa na rzecz rozpropagowania systemu Linux wśród producentów oraz muzyków. TUTAJ możecie sprawdzić czym zajmuje się on na co dzień muzycznie, a teraz zapraszamy do lektury naszego wywiadu.
Na początku proszę opowiedzieć co nieco o samej organizacji targów.
Martin McKey: Przede wszystkim to nie tylko targi. A nawet powiedziałbym, że są one tylko niewielkim wycinkiem tego czego można doświadczyć na miejscu, choć faktycznie stoiska demonstracyjne zajmowały zdecydowanie najwięcej miejsca. Superbooth to również serie wykładów, spotkań, koncertów i warsztatów. Ja jako stary miłośnik muzyki elektronicznej, byłem bardzo zadowolony ze spotkania z twórcami tzw. „berlińskiej szkoły”. Miałem przyjemność zamienić kilka słów z postaciami takimi jak Mario Schonwalder, Bernd Kistenmacher, Harald Grosskopf, Frank Roth czy Nicky Batt, czyli „PWM-guy” z SonicLabs.
To był twój pierwszy raz na Superbooth?
Tak, wcześniej kilkukrotnie bywałem na MusikMesse ale w tym roku postanowiłem wybrać się do Berlina. Zupełnie nie żałuję – uważam, że Superbooth jest ciekawszym wydarzeniem niż MusikMesse i absolutnie warto jest wyłożyć te 89 EUR za 3-dniowy bilet wstępu. Całkowity koszt nieco wzrasta, jeżeli zdecydujemy się na udział w warsztatach Synth DIY. Tutaj już ceny kształtowały się różnie – zaczynały się od ok. 20 EUR i rosły w zależności od tego, co chcieliśmy sobie złożyć.
fot. Martin McKey
Byłeś zadowolony z tych warsztatów?
Zdecydowanie, to bardzo fajny pomysł. W wydzielonej sali, przy wielkich stołach można było samemu poskładać parę fajnych rzeczy np. syntezatory Bastl Kastle. Ja akurat złożyłem Kitty Eyes (SnazzyFX), GRAINS (ginko synthese) oraz mikro mikserek RetroKits. Co ciekawe, wcześniej uczestniczyłem w takich warsztatach w Katowicach, gdzie składaliśmy głównie moduły Bastl. Bardzo fajna zabawa – dostajemy wszystkie niezbędne elementy, czyli płytkę, instrukcję, lutownicę i cynę. Satysfakcja gwarantowana. Oferowane zestawy były różnej skali trudności, od prościutkich mikserów RK aż po dosyć skomplikowane moduły syntezatorowe. Krótko mówiąc – gorąco polecam, każdy elektronik będzie zachwycony.
Tym co jednak najbardziej wszystkich elektryzuje są prezentacje najnowszych instrumentów. „Nastawiałeś” się szczególnie na czyjeś stoisko?
Zawsze podczas tego typu wydarzeń sprawdzam, co ciekawego słychać u potentatów takich jak Korg, Roland, Yamaha czy odrodzony Moog. Tak jak można było się spodziewać, nie zawiedli, chociaż szczerze mówiąc również niczym nie zaskoczyli. Jedne z największych stoisk miała Yamaha. Prezentowano tam sztandarowe instrumenty typu Montage, serię Reface, czy też Motif i MX, jednak najciekawsze było to, że Yamaha „wystawiła” również swoje kultowe instrumenty. A więc mieliśmy tam CS-80, czyli podstawowy instrument Vangelisa, rzadki DX1 (najsilniejszy z rodziny DX – 2x DX7), czy DX5. Prezentowano również CS-40M, DX-7, RX-5... Po krótkiej rozmowie miałem możliwość „wypróbowania” tych kilku kultowych maszyn z czego oczywiście chętnie skorzystałem. Rzadko kiedy ma się bowiem okazję pograć na CS-80, czy DX1…
fot. Martin McKey
DX1 to najmocniejszy z linii DX, wyposażony w zdaniem wielu, jedną z najlepszych klawiatur w syntezatorach. Wspomnę tylko, że DX1 ma 73 klawisze – fakt, grało się przyjemnie, a jego bardzo duża płyta czołowa wyposażona jest dodatkowo w wyświetlacze wartości parametrów, co bardzo ułatwia „ogarnięcie” ich wzrokiem. Oczywiście do tego dochodzi znany wyświetlacz LCD dwuliniowy. Dodatkowe wskaźniki LED wskazują między innymi na wybrany algorytm FM, czy parametry obwiedni. Brzmieniowo jest to w sumie podwójna DX7, z 32 głosową polifonią i 2-krotnym multitimbralem. Brzmi… jak DX7. Z racji tego, że jest to jednak dość rzadki instrument, trudno na niego trafić – a tu właśnie trafiła się okazja, było to dość ciekawe doświadczenie.
Natomiast CS-80, czyli japoński konkurent Mooga, przez niektórych uważany nawet za lepszy (bo polifoniczny) - ma naprawdę czyste, głębokie, analogowe brzmienie, które nazwałbym „klasycznym”. Można je usłyszeć na wielu płytach Vangelisa. Yamaha ma kilka „presetów” - w tym strings, organs, czy clavichords i flutes ale w sumie są to tylko „dodatki”. Z drugiej strony to „potwór” – wielki i bardzo ciężki (ponad 150kg), ale gra się na nim całkiem przyjemnie. Spore możliwości kształtowania brzmień, filtry, obwiednie no i jednak polifonia, czego w wielu analogach z tego okresu brakowało. Płyta czołowa – wiele przełączników i regulatorów, a pod klapką - kolejne zestawy potencjometrów… Gra na CS-80 pozostawiła wrażenie niedosytu, gdyż możliwości, jakie daje ten instrument są nie do ogarnięcia w tak krótkim czasie. Kilkadziesiąt minut podczas prób to zdecydowanie za mało.
Jak prezentowało się stoisko Rolanda?
Roland podobnie jak Yamaha zamiast stoiska miał wydzielony cały pokój w którym królowały ich ostatnie produkty, takie jak TR-8S, JD-XA, JD-Xi oraz Aira. Szczerze mówiąc ani Roland ani Yamaha nie przedstawiły żadnych nowych konstrukcji, które zwróciłyby moją uwagę w sposób szczególny. Większość produktów była już dość „znana”, choć bardzo pozytywnie oceniam pomysł Yamahy z przedstawieniem swoich starych, kultowych maszyn. Natomiast stoiskiem zdecydowanie wartym odwiedzenia było stoisko Moog Music, który prezentował między innymi Moog Modular System, Moog 15 i klasyczne Minimoogi D a więc również powrót do źródeł. Oczywiście nie zabrakło SubPhatty, Subsequenta, Mothera 32 i instrumentów modułowych: DFAM ElectroThump i DFAM Big Bottom Bass.
fot. Martin McKey
Którzy „wielcy gracze” zrobili jeszcze na tobie wrażenie?
Korg nie miał dedykowanego pokoju, ale dość rozbudowane stoisko na którym królowały najnowsze syntezatory Prologue, będące rozwinięciem linii Monologue i Minilogue. Centralnie prezentowano Prologue w wersji ze srebrną klawiaturą. Oczywiście na stoisku dostępne była też cała linia Volca wraz z najnowszym Volca Mix, Korg Krome oraz Kronosem. Przedstawiciele firmy zapraszali również do uczestniczenia w dalszym rozwoju Prologue – można było się zapisać do „Prologue SDK development board info list” z czego oczywiście skorzystałem. Z innych znaczących: AKAI również posiadało dedykowany pokój, w którym głównie znalazły się najnowsze MPC X, MPC Live, MPC mini. Z dużych stoisk był jeszcze pokój Novation, w którym bardzo promowany był Peak. Stworzono kilka stanowisk na których była możliwość grania na tym instrumencie. Warto jeszcze wymienić naprawdę duże stoisko Elektrona ze sceną na której prezentowano możliwości Digitakta oraz Digitone. „Wielcy” producenci raczej nie zawiedli, jednak jak już mówiłem znaczących nowości, poza Rolandem 500 czy Korgiem Prologue nie było. Z innych wartych wspomnienia producentów to DaveSmith (Sequential) prezentował Propheta X, ale zabrakło mi innych Prophetów, chociażby dla samej demonstracji; Waldorf prezentował „następcę” Streichfetta z klawiaturą i vocoderem STVC oraz dużego Quantuma. Bardzo ładnie brzmiące i ciekawe instrumenty.
fot. Martin McKey
Jak wyglądały stoiska firm produkujących moduły do syntezatora modularnego?
Generalnie, główną cechą Superbooth jest nastawienie się na urządzenia modularne, które zdecydowanie zdominowały imprezę. Większość wystawców posiadała zawsze coś co miało gniazdka „mały jack” z opisami typu CV, LFO OUT itd. Jeśli chodzi o ofertę modularów to naprawdę było w czym wybierać. Trudno tu wskazać zdecydowanego faworyta, bo podłączenie konkretnego modułu w ciąg wymagało niezłego „kabelkowania”, dlatego często można było zobaczyć karteczki „Please don’t patch and wait for me!”. Dla mnie zawsze interesujące są moduły generatorów – z drugiej strony nie potrafię wskazać zdecydowanego faworyta w tej grupie, bo ich było po prostu… za dużo!
Urządzenia modularne są jednak naprawdę interesujące, a co ciekawe wielu producentów umieszcza wejścia i wyjścia CV w swoich „zamkniętych” produktach. Czyli wyjścia i wejścia CV stają się, obok MIDI, jednymi z podstawowych gniazdek w syntezatorach. Znamy je i od strony Mooga, czy Korga, ale na ten rynek wchodzi również, być może nieco zapomniana Vermona, Buchla i Poliwoks. Wśród znanych i popularnych modułów można wymienić produkty Doepfera, jako jednego z pionierów powrotu do tego typu instrumentów, Bastl instruments, oczywiście wchodzącego na te pole Behringera. Wspomnieć należy też oczywiście o Moogu Mother-32, czy DFAM-ach. Większość dostępnych modułów była w wersji Eurorack, co umożliwia ich montaż w standardowych obudowach. Waldorf w swojej ofercie miał również obudowę z pełnowymiarową klawiaturą. Tak więc modularne syntezatory stanowiły swoiste „clue” całej imprezy a była ich taka ilość, że trzeba by było naprawdę co najmniej tygodnia, by wszystko sobie poprzełączać i wyrobić opinię. Wygląda więc na to, że przyszłość syntezatorów i instrumentów elektronicznych związana jest z hasłem „CV”, czyli Control Voltage. Można odnieść takie wrażenie, skoro prawie wszyscy producenci takie gniazda montują.
fot. Martin McKey
A co było dla ciebie największym rozczarowaniem?
Pewnym rozczarowaniem było dla mnie stoisko firmy Access, czyli kiedyś dość znaczącego producenta. Stoisko było niewielkie, prezentowano tam jedynie 2 Virusy TI. Pytałem nawet o ich najbliższe plany ale nie uzyskałem żadnej ciekawej odpowiedzi. Mam nadzieję, że to nie wieści jakichś większych kłopotów. Virusy uważam za bardzo dobre syntezatory i byłaby ogromna szkoda gdyby w jakiś sposób się to kończyło.
Takie wydarzenie to zawsze okazja do wielu „zakulisowych” rozmów i mniej oficjalnych spotkań. Udało się porozmawiać z kimś jeszcze?
Oczywiście, sporo czasu przegadałem między innymi z przedstawicielami Behringera na temat ich planów tworzenia klonów kolejnych kultowych maszyn. Niektórzy mają za złe Behringerowi, że ich strategia wygląda w ten sposób ale z drugiej strony nie straszy cenami i daje możliwość nabycia ich za naprawdę rozsądne pieniądze. Dowiedziałem się też, że w planach jest „wskrzeszenie” stringmaszyn takich jak Solina czy Crumar Multiman S oraz instrumentów typu Synthi AKS i VCS. Zapowiada się to wszystko bardzo ciekawie. Moje zdanie jest takie, że naprawdę warto przywrócić do życia kilka starych, dobrych maszyn a skoro nie robią tego ich „oryginalni” producenci no to niech zrobią to inni. Mimo wielu zastrzeżeń i uwag sądzę, że Behringer robi dobrą robotę. Sam chętnie nabędę ProOne czy Neutrona. Posiadam już Behringer DeepMind 12 i bardzo go sobie cenię, chociaż oczywiście nie jest idealny.
fot. Martin McKey
Większość rozmów odbyłem jednak z małymi firmami tworzącymi syntezatory modularne. Z mojego punktu widzenia były to najciekawsze rozmowy, gdyż przede wszystkim jestem elektronikiem z krwi i kości. Dla mnie tajemnice wzmacniaczy różnicowych, filtrów Sallena-Keya czy wzmacniaczy o zmiennej transkonduktancji to jest właśnie to. A jak spotka się parę osób, które mają wspólne tematy i wiedzą, o czym się mówi - to już jest pięknie i można przegadać wiele godzin.
A jak na tym tle wypadli polscy producenci?
Miłym akcentem było spotkanie przedstawicieli kilku polskich firm, czyli XAOC, Zylia, Polyend i Grawart. Naprawdę nie musimy się wstydzić: moduły XAOCC, mikrofony Zylia, systemy Polyend czy też obudowy Grawartu to klasa światowa.
Przeczytaj część pierwszą i drugą naszego podsumowania targów Superbooth 2018.
polecane