Bartosz Kruczyński – Lubię prostotę
Bartosz Kruczyński to aktualnie jeden z najbardziej płodnych producentów nad Wisłą. Nie tak dawno ukazał się album LP1 stworzony pod pseudonimem Earth Trax, a teraz dostaliśmy jeszcze krążek Blues, czyli wydawnictwo podpisane już jako Pejzaż. W naszym wywiadzie nie zabrakło pytania o tą mnogość tożsamości artystycznych, ale porozmawialiśmy również o klasycznych syntezatorach, samplingu i o jednoczesnym korzystaniu z kilku DAW-ów.
Jak sobie radzisz z obecną sytuacją?
Bartosz Kruczyński: Prawdę mówiąc jestem jedną z tych osób u których niewiele się zmieniło, bo na co dzień i tak większość czasu spędzam pracując nad muzyką w domu. Oczywiście, wyjazdy i spotkania z innymi ludźmi wzmagają kreatywność, ale potrafię też się bez tego obejść. Natomiast, nieco brakuje mi osadzenia moich produkcji w jakiejś innej rzeczywistości – do złapania odmiennej perspektywy niekiedy wystarczy jak posłucham ich na słuchawkach w autobusie, albo w pociągu. Teraz faktycznie mam niewiele takich okazji.
W związku z epidemią w internecie pojawiło się sporo ciekawych ofert dla producentów – skorzystałeś z którejś z nich?
Nie, akurat przed tym całym zamieszaniem kupiłem Elektron Digitone, oraz Behringer TD-3, więc skoncentrowałem się na nich. Oba instrumenty bardzo przypadły mi do gustu – każdy z innego powodu. Elektron Digitone jest bardzo solidnie wykonany i faktycznie nieźle działa na wyobraźnie, ale chyba trochę więcej przyjemności sprawia mi jednak TD-3. Lubię prostotę. Kiedy szukam nowych brzmieć to kupuję raczej nowe instrumenty i bardzo często używam wirtualnych syntezatorów FM. Szukam do nich gotowych programów żeby samemu móc je modyfikować. Zakup Elektron Digitone wynikał właśnie z tej fascynacji, gdyż bardzo sobie cenię możliwość modulacji w czasie nagrywania. Dopiero później z tego co udało się zarejestrować wybieram najciekawsze fragmenty – praktycznie nie używam wbudowanego sekwensera. Natomiast Behringer TD-3 to takie spełnienie fascynacji programem ReBirth RB-338, który ma tak samo wbudowany przester. Z obecnych jakoś one przekonały mnie najbardziej. Lubię mieć szybki dostęp do brzmień, więc wybieram syntezatory z pamięcią. Raczej nie kupuję starszych instrumentów – Korga Poly 800 sprzedałem po dosyć krótkim czasie, bo choć miał ładne brzmienie, to nie miałem pomysłu na to jak je odświeżyć. Przez jakiś czas korzystałem ze zbyt wielu klasycznych brzmień i chyba trochę wyczerpałem moją fascynacje nimi. Były to np. Korg M1, Roland Juno 106, czy emulacje Ensoniq SQ80 i Korga Wavestation. Dwa ostatnie szczególnie słychać na płycie Schleissen, wydanej przez Emotional Response.
W związku z ostatnimi wydarzeniami bardzo przyspieszyło też zjawisko kursów produkcji muzycznej. Coraz większa liczba producentów decyduje się na prowadzenie takich szkoleń. Twoim zdaniem to dobry pomysł dla początkujących twórców?
Jasne, na pewno takie kursy mogą być pomocne, choć szczerze mówiąc bliższe mi jest działanie na własną rękę. Od zawsze samodzielnie szukałem konkretnych rozwiązań – dziś też wymyślam jakieś brzmienie i wtedy ewentualnie próbuje znaleźć podpowiedzi jak je osiągnąć. Czasem dowiaduje się czegoś od znajomych, taki wzajemny wpływ mamy na siebie z Adamem Brockim (Newborn Jr., Private Press) razem z którym spędzamy sporo czasu w studiu. Jestem więc samoukiem i zapewne gdybym oglądał więcej poradników, czy tutoriali to wiele rzeczy osiągnąłbym dużo szybciej, jednak na tym etapie cieszę się, że wszystko robiłem po swojemu. Doszedłem do momentu w którym potrafię zrealizować każdy z moich pomysłów, nawet jeśli można byłoby zrobić to inaczej pod kątem technicznym. Ostatecznie liczy się efekt końcowy.
Niedawno kupiłem Elektron Digitone, oraz Behringer TD-3. Oba instrumenty przypadły mi do gustu - każdy z innego powodu. (fot. Marta Nowak)
To jak w takim razie wyglądały Twoje początki?
Nie miałem osoby, która by mi wszystko pokazała. Zaczynałem bardzo wcześnie, bo już w wieku 12 lat i używałem wtedy programów takich jak Fast Tracker, eJay, Reason, Mixman, Acid Pro czy Cool Edit. Tamte próby były bardzo naiwne i większości nie dało się słuchać, ale jednocześnie każda z nich czegoś mnie nauczyła, więc powoli odnajdywałem to co sprawiało mi największą przyjemność. Czymś takim była chociażby wręcz mikroskopijna praca na samplach w Fast Trackerze. Ale taka większa świadomość siebie pojawiła się stosunkowo późno, bo dopiero na przełomie 2013 i 2014 roku. Wówczas powstawały pierwsze kawałki duetu Ptaki, a jako The Phantom rejestrowałem również materiał na płytę LP1. Wtedy czułem, że mija okres ćwiczeń i już powoli zaczynam rozumieć co chcę osiągnąć. Raczej nigdy nie czytałem instrukcji obsługi, jeśli po nie sięgałem to w przypadkach, kiedy naprawdę nie wiedziałem co dalej zrobić. Nie ukrywam, że ciągle zdarza mi się też zapominać niektóre rozwiązania – regularnie wylatuje mi z głowy to jak wprowadzić zewnętrzy sygnał audio do filtra w Moog Sub 37. Z kolei w Elektron Digitone, który właśnie kupiłem strasznie denerwuje mnie opcja „mute”, bo w kółko sobie coś wyciszam. Zazwyczaj mam w głowie jakiś konkretny pomysł, emocję, czy dźwięk i dopiero później zastanawiam się co można dalej z tym zrobić. Oczywiście staram się pamiętać o pewnej poprawności, gdyż zdaje sobie sprawę, że coś zrobione źle technicznie na początku później będzie brzmiało tylko gorzej. Pracując nad Ptakami zdarzało się, że musieliśmy kupować lepiej brzmiące egzemplarze płyt winylowych do samplowania i wymieniać wszystkie ścieżki.
W jaki sposób przejawia się pamięć o tej „poprawności”?
Tak naprawdę to proste rzeczy: ustawienie poziomów przy analogowych sygnale, umycie płyty przed zgraniem, czy zastąpienie pokładowych efektów syntezatorów jakimiś lepszymi rozwiązaniami. Staram się jednak nie przesadzać brzmieniowo, gdyż zbyt klarowne brzmienie niekiedy psuje charakter całego utworu. Wiele z moich ulubionych płyt, obiektywnie rzecz biorąc było źle zrealizowanych, ale być może właśnie dzięki temu w jakiś sposób się wyróżniają i brzmią ciekawie. Lubię też przypadkowość, często po nagraniu jakiejś sekwencji rezygnuję z oryginalnego brzmienia lub syntezatora i wysyłam sygnał midi na coś zupełnie innego.
Zawsze pracowałeś na takim hybrydowym setupie, gdzie łączy się hardware z oprogramowaniem cyfrowym?
Nie, hardware to zawsze był pewien dodatek. Być może wynika to z faktu, że przez bardzo długi czas zwyczajnie nie było mnie stać na sprzęt fizyczny, a w domu stosunkowo szybko miałem dostęp do komputera. Od kilku lat używam Abletona, Cool Edit Pro, oraz Acid Prio 6. Miałem okres, kiedy korzystałem ze starszych wersji Fruity Loopsa, gdyż Jaromir Kamiński z którym tworzyłem Ptaki używał tylko tego programu. Właśnie na takim oprogramowaniu powstał album Przelot. Oczywiście starsze wersje Fruity Loopsa i Acid Pro miały swoje wady – zupełnie nie radziły sobie z automatyką, oraz nie obsługiwały zewnętrznych VST. W Ptakach nieraz bywało tak, że nagrywaliśmy pojedyncze efekty w Abletonie, a później eksportowaliśmy je z powrotem do Fruity Loopsa. Jeśli chodzi o hardware to chyba najczęściej korzystam ze wspominanego wcześniej Mooga Sub 37. Jego barwy szczególnie słychać na płycie Pulses, którą nagrałem razem z Sashą Zakrevską (Poly Chain). Często używałem również sprzętu ze studiów w których przebywałem gościnnie. W ten sposób miałem okazje zarejestrować instrumenty takie jak choćby Roland JV-2080, Roland Juno 106, Roland JX-3P, Elektron Machinedrum, Roland Space Echo RE-201, Korg MS-20 mini, czy Yamaha DX200. W zasadzie każdy z nich pojawił się na nagraniach z Adamem Brockim. Z kolei na Baltic Beat pojawiał się automat Yamaha RX 21, na Schleissen Korg Triton, którego nagrałem u znajomego w Belgii. Na występy na żywo zabieram ze sobą Korg Minilogue, który jest bardzo lekki i wygodny w transporcie, ale niestety ma spore ograniczenia barwowe. Szczególnie chodzi mi o jego strasznie brzmiący filtr.
Czemu korzystasz z aż trzech różnych DAW-ów?
Takim moim głównym narzędziem będzie Ableton, ale niektóre zabiegi potrafię dużo szybciej zrobić w Cool Edit, albo Acid Pro. Pierwszy z nich otwiera się najszybciej, a w drugim mogę bardzo sprawnie połączyć ze sobą różne sample i przygotować kilka pasujących do siebie loop’ów. Dopiero przy okazji pracy nad płytą Blues częściej sięgałem po algorytmy timestretchingu w Abletonie. Próbowałem jeszcze Serato Pitch 'n Time, ale ostatecznie chyba najczęściej była to mieszanka różnych trybów Abletona. Bodaj najczęściej Complex Pro z manualną edycją poszczególnych fragmentów (np. doklejenie oryginalnych transientów, które delikatnie tracą „punch” w tym algorytmie). Wcześniej ciąłem materiał manualnie na tysiące drobnych elementów, które skracałem lub wydłużałem w zależności od potrzeby. Kiedy w starszych wersjach Abletona pracowało się nad milisekundowymi zmianami na kilkudziesięciu samplach i ścieżkach, to ten program nie zdawał egzaminu. Naprawdę dużo wygodniej było działać w Acid Pro.
Jako Pejzaż, najpierw na płycie Ostatni Dzień Lata, a teraz Blues w jakimś sensie kontynuujesz to co zaproponowaliście wspólnie z Jaromirem Kamińskim.
Tak, ale to też przedłużenie części moich pomysłów, których wówczas nie zrealizowałem. Jaromir nigdy nie przepadał za śpiewanymi wstawkami (jak np. w kawałku Już Tyle), albo bardziej klasycznym cu&paste (choćby w Jelitkowo) – chciał żeby było to bardziej kreatywne brzmieniowo. Najlepiej dogadywaliśmy się w materiale bazującym na samplach w mocno „zakurzonym” klimacie. Wydaje mi się, że naszą największą siłą było połączenie nowszych patentów produkcyjnych z popem i pewną nostalgią. To co chciałem uzyskać na albumie Ostatni Dzień Lata to z kolei wrażenie kolażu. Razem z Jaromirem używaliśmy bardzo dużej liczby efektów, a na tej płycie poza pogłosami, było tego niewiele.
Z jakich jeszcze efektów korzystasz najchętniej?
Najczęściej będą to reverby, które dosyć mocno ingerują w brzmienie. Są to różne emulacje Lexicon 480L, Eventide Space, H3000 Ultra-Harmonizer, czy Thermionic Culture Vulture. Bardzo długie pogłosy pojawiają się na większości moich ostatnich płyt, bo lubię takie syntetyczne brzmienie. Na Ptakach to były rożne chainy gitarowe, TAL-Dub, z którego cały czas korzystam, pierwsza wersja GS-201 Tape Echo i spring reverby. Często używam też wbudowanych efektów Abletona – Echo, Filter Delay, oraz Reverb.
Wydajesz jako Pejzaż, Earth Trax, a także pod własnym imieniem i nazwiskiem. Pod każdą z tych nazw prezentujesz inną stylistykę, ale czy różne są też sposoby produkcji poszczególnych numerów?
Faktycznie Pejzaż to sampling i kolaż, a Earth Trax przede wszystkim muzyka „klubowa”. Z kolei płyty nagrywane pod imieniem i nazwiskiem to głównie ambient. Największa różnica w samej metodologii pracy jest chyba przy Pejzażu. Zanim jeszcze otworzę jakiegokolwiek DAW-a przygotowuję zestaw nowych sampli – dużo słucham i kataloguję. Dopiero później odbywa się proces ich łączenia. Cały czas uzupełniam ten katalog. Najmniej skomplikowane są utwory nagrane jako Earth Trax. Staram się je ograniczać do minimum, więc zazwyczaj kończy się na ok. 20 ścieżkach (licząc każdy element perkusji osobno). Najbardziej rozwinięty był Baltic Beat, który podpisałem imieniem i nazwiskiem, gdzie było pewnie ok. 150 ścieżek. Utwór był podzielony na dwa osobne projekty, a łącznie trwał 20 minut. Pracę z reguły rozpoczynam od melodii, choć często też są to szkice samych perkusji, które odkładam na później i dopasowuje do innych projektów, gdzie akurat mam jedynie melodie.
Wydajesz sporo kawałków, ale czy to oznacza, że pracujesz szybko?
To „szybko” polega przede wszystkim na dużej liczbie pomysłów. Potem ciągle do nich wracam i decyduję, które warto zostawić, a które wymagają jeszcze dopracowania. Bywa też tak, że dla danego utworu brakuje kontekstu. Wszystko się tam zgadza, ale jakoś nie pasuje do reszty płyty, więc wtedy zostawiam go na później.
Jak wygląda postprodukcja Twoich kawałków?
Kilka albumów miksowałem razem z Marcinem „Kwazarem” Cisło w Gagarin Studio. Bardzo pomógł przy Ptakach – wspólnie wypracowaliśmy co nam odpowiada i później na kilku kolejnych wydawnictwach również doskonale się rozumieliśmy. Marcin ma super podejście i podziwiam jego cierpliwość. Zawsze staram się być obecny przy procesie miksu i czuwać nad całością. To swego rodzaju symbioza – często intuicyjnie się ze sobą zgadzamy co do tego czy coś jest przekonujące, czy nie. Poza uchem Marcina, które jest niezastąpione, dysponuje on również świetnym sprzętem od takich marek jak Looptrotter, Manley, czy Neve. Natomiast płyty ambientowe, oraz kilka EP-ek realizowałem sam w domowych warunkach. Bardzo pomocny w tym był zestaw Sonarworks i monitory Neumanna KH 310 A, z których korzystam od jakichś trzech lat. Moje niedociągnięcia wyrównują solidne masteringi – mam duże zaufanie do Marco Pellegrino z Analogcut, czy Woutera Brandenbura z Brandenburg Mastering, który realizuje płyty m.in. Music For Memory. Jestem również zadowolony z ostatecznego brzmienia płyty Earth Trax nad którym czuwał Beau Thomas, a więc legenda muzyki hardcore i jungle.
Jeszcze zanim wprowadzono obostrzenia w związku z epidemią, gdzieś przemknęła mi informacja, że zamierzasz grać materiał z płyty Blues na żywo. Jak miałoby to wyglądać?
Myślałem o dwóch syntezatorach – Korgu Minilogue i Behringerze TD-3, ale może jeszcze dojdzie Moog Sub37, gdyby było na niego miejsce, kontrolerze Akai APC 40 MK II i laptopie. Chciałem też trochę zmieniać zestaw w zależności od miejsca w jakim przyszłoby mi grać. Do tego proste wizualizacje przygotowane przez Bartosza Szymkiewicza, który opracował większość grafik dla The Very Polish Cut Outs. Nagrywając Blues nie myślałem o graniu tego materiału na żywo. W którymś momencie po prostu zdałem sobie sprawę, że mam materiał, który można pokazać w takiej formie.
(fot. Marta Nowak)