GUAVO - Cenię sobie niezależność
Być może nie słyszeliście jeszcze o GUAVO, jeśli jednak śledzicie amerykańską scenę hip-hopową to zapewne Swae Lee, czy zespół 88GLAM nie są dla Was postaciami anonimowymi, a tak się składa, że od jakiegoś czasu to właśnie z nimi współpracuje producent pochodzący ze Szczecina. Co prawda póki co żaden z ich wspólnych numerów nie ujrzał światła dziennego, ale wydaje się to już tylko kwestią czasu, więc tym bardziej zapraszamy do zapoznania się z sylwetką GUAVO.
Kiedy umawialiśmy się na wywiad wspominałeś, że aktualnie przebywasz w Sztokholmie. Zrozumiałem, że bywasz tam dość regularnie.
GUAVO: Tak, powiem nawet więcej – mieszkałem tutaj z przerwami przez większą część życia, choć od 2019 roku mieszkam w Polsce. Wyjechałem do Szwecji jak miałem trzy lata, w Sztokholmie skończyłem szkołę, mam swoich znajomych i miejsca, więc na pewno tutejsza kultura bardzo na mnie wpłynęła. Polacy i Szwedzi znacznie różnią się od siebie, ale mimo wszystko bardziej odpowiada mi polski mental. Być może dlatego w Sztokholmie zawsze lepiej dogadywałem się z imigrantami. Moim zdaniem osoba z Afryki, czy Bliskiego Wschodu ma zdecydowanie bardziej podobną mentalność do nas niż Szwedzi.
Skoro wyjechałeś w tak młodym wieku, zapewne nasiąkłeś tamtejszym hip-hopem. Pamiętam, że w Polsce swego czasu znany był zespół Looptroop Rockers…
Tak, wiem że byli oni kiedyś w Polsce bardzo popularni. To w ogóle ciekawe, że niektórzy artyści osiągają większą popularność za granicą niż w swojej ojczyźnie. Dobrym przykładem jest Octavian, który w Wielkiej Brytanii nie jest jakąś super gwiazdą, natomiast osiągnął dużą międzynarodową rozpoznawalność. Wydaje mi się, że podobnie mogło być z Looptroop Rockers. Sami Szwedzi słuchają zdecydowanie więcej zagranicznego hip-hopu i ja również sprawdzałem głównie artystów z USA. Pamiętam, że chociażby Pop Smoke był tutaj dosłownie uwielbiany dobre pół roku zanim wybił się na świecie. Szwedzki hip-hop jest aktualnie w bardzo dobrym miejscu – jest wielu małolatów potrafiących dobrze nawinąć i dobrze zaśpiewać. Niektórzy z nich brzmią naprawdę unikalnie i nie można powiedzieć, że są podróbką jakiegoś amerykańskiego artysty jak np. Z.E, czy też mój tutejszy sąsiad Owen, który od roku jest w czołówce list przebojów w Szwecji. Na pewno jest lepiej niż jeszcze dziesięć lat temu, choć nadal nie można powiedzieć, że hip-hop przebił się do mainstreamu tak jak stało się w Polsce.
No właśnie, to co działo się u nas miało na Ciebie wpływ?
Na pewno. Zresztą bywając w moim rodzinnym Szczecinie miałem kontakt z polskimi raperami, ponieważ mój ojciec znał ich osobiście. Pamiętam, że parę miesięcy przed tym jak sam wziąłem się za robienie bitów Matheo był u nas w domu. Usiadł, gdzieś z boku z laptopem i słuchawkami, a mnie bardzo interesowało co on tam robi. Jego bity bardzo działały na moją wyobraźnie i na pewno można powiedzieć, że w pewnym stopniu zainspirował mnie do robienia muzyki. W wieku 15 lat ściągnąłem FL Studio i przestałem grać w gry, a zacząłem bawić się tym programem. Dobry rok zajęła mi nauka jego funkcji tak aby poruszać się po nim swobodnie. Oglądałem trochę tutoriali na YouTube, jednak głównie była to nauka metodą prób i błędów.
FL Studio zastąpił u Ciebie konsolę do gier, co potwierdzałoby, że jest to bardzo „grywalny” program. Niektórzy mówią nawet, że przez to mało profesjonalny…
Nie zgadzam się z tym. Jakikolwiek program dający możliwość produkcji zawsze będzie programem profesjonalnym. Zdaje sobie sprawę, że najlepsi inżynierowie studyjni, czy popowi producenci raczej nie korzystają z FL Studio i dlatego też taka opinia funkcjonuje, ale przede wszystkim liczy się efekt końcowy. Jeżeli powstaje tyle świetnych bitów na FL Studio, to trudno powiedzieć, że nie jest to profesjonalny program. Oczywiście próbowałem pracować w Abletonie, jednak nie zdecydowałem się na zmianę DAW-a ze względu na przyzwyczajenia. Jestem takim człowiekiem, że jak się czegoś nauczę i przyzwyczaję to nie lubię tego zmieniać. Wychodzę z założenia, że jeżeli coś poprawnie funkcjonuje to po co na siłę to zmieniać.
Ile czasu minęło zanim zacząłeś wypuszczać swoje bity?
Jak tylko nauczyłem się sprawnie poruszać po programie to od razu zacząłem wrzucać bity na YouTube. Jeśli ktoś zajrzy na mój kanał i pogrzebie parę lat wstecz to znajdzie tam pierwszą produkcje mojego autorstwa. Na pewno sporo z tych pierwszych bitów trafiło do szuflady, ale teraz staram się kończyć każdy rozpoczęty pomysł i wrzucać to do sieci. Po pierwsze jest to dobre przyzwyczajenie, a po drugie nigdy nie wiadomo, który podkład akurat komuś przypasuje.
Od początku starałeś się je sprzedawać?
Na pewno jak brałem się za robienie bitów to już wiedziałem jak funkcjonuje cały rynek type beats i faktycznie przy pierwszej produkcji podałem cenę wykupienia licencji. Oczywiście na samym początku tego klienta nie było, ale nie ma się co dziwić – nie były to jeszcze produkcje najwyższych lotów. Spędziłem sporo czasu na obserwowaniu tego w jakim kierunku zmierza cały ten biznes. Analizowałem to co działo się na YouTube i dopiero raczkujący wówczas serwis Beatstars. Doskonale pamiętam jak na albumie Finally Rich Chief Keef’a pojawił się bit od polskiego producenta o pseudonimie Young Ravisu. To była naprawdę duża rzecz, bo jak to wyszło Chief Keef był bezapelacyjnie najgorętszą ksywką na rynku – każdy o nim wiedział i każdy go słyszał. W tamtej sytuacji zadziałał właśnie algorytm YouTube i wyprodukowany przez Polaka „Chief Keef Type Beat” wyświetlił się właściwym ludziom. Szczerze mówiąc mój pierwszy bit był silnie inspirowany numerem Citgo. Przy jego tworzeniu wykorzystałem dokładnie te same dźwięki z Nexusa.
Na pewno pamiętasz pierwszy bit, który udało Ci się sprzedać.
Jasne! Doskonale pamiętam tamten moment również dlatego, że dosłownie 15 minut później za zarobione pieniądze kupiłem sobie buty. Stało się to niemal dokładnie dwa lata po tym jak zacząłem produkować, bo mój początek datuje na wrzesień 2015 roku, a we wrześniu 2017 sprzedałem pierwszy bit. Wydaje mi się, że dokładnie tle czasu zajęło mi sprawienie, aby moje bity brzmiały tak jak faktycznie chciałem, więc nic dziwnego, że dopiero wtedy udało mi się coś sprzedać. Pierwszy bit poszedł dla rapera z Nowego Jorku o pseudonimie Artistnameleon. To nie był jedyny raz kiedy współpracowaliśmy, od tamtego momentu zrobiliśmy razem wiele numerów.
Z jakiego poziomu sprzętowego startowałeś?
Mój pierwszy sprzęt ograniczał się do starego laptopa i prostych głośników firmy Logitech. Po około roku robienia muzyki kupiłem przyzwoite monitory KRK Rokit 5 i interfejs Presonus Audiobox USB. Ten zestaw sprawił, że słyszałem zdecydowanie więcej podczas miksu, aczkolwiek po półtora roku przerzuciłem się na Yamaha HS7 i nadal są to monitory, które cieszą mnie swoim brzmieniem. Nieco później zainwestowałem też w laptopa marki MSI, gdzie już było 8GB RAM-u i procesor Intel i5, co dawało większe możliwości przy produkcji. Muszę przyznać, że progres był wyraźnie słyszalny. Wraz z tym pojawiła się też nowa motywacja, więc pracowało mi się łatwiej. Dziś mam jeszcze niewielki klawisz AKAI MPK Mini 2 sprzed 5 lat, ale muszę kupić nowy, bo ten już szwankuje. Jak już mówiłem nie przepadam za zmianami dlatego też cały czas pracuje na FL Studio 11. W nowych wersjach programu jest kilka fajnych udogodnień, ale jednak jest coś takiego w tej „jedenastce” co sprawia, że w ogóle nie myślę o zmianie oprogramowania. Ostatnio zmieniłem też interfejs na Native Instruments Komplete Audio 2 i jestem bardzo zadowolony z tej decyzji.
Myślisz o jakimś jeszcze sprzęcie hardware?
Powoli zbieram na Prophet 5 Rev4, który jest dla mnie szczególnym instrumentem, ponieważ powstało na nim wiele moich ulubionych piosenek z lat 80-tych. Myślę tu np. o Carnes – Bette Davis Eyest, czy Phil Collins – In The Air Tonight. Póki co chętnie korzystam z cyfrowych emulacji tego syntezatora w postaci wtyczek VST od Arturii, albo u-he.
Poza sprzedaniem pierwszej produkcji masz w pamięci jeszcze jakieś inne przełomowe dla siebie momenty?
Na pewno takim kluczowym momentem, choć bezpośrednio nie związanym z jakimś konkretnym wydawnictwem, był kontakt z Chrisem Carsonem. Pewnego razu wstawił post na Facebooka z prośbą o podsyłanie bitów, więc wysłałem moją paczkę. Niedługo później odezwał się do mnie i powiedział, że jak usłyszał moje rzeczy to już nie chciał sprawdzać tego co przesłali mu inni. W tamtym momencie czułem się bardzo podbudowany, bo Chris Carson był pierwszą osobą z branży, która mnie tak „spropsowała” i dała motywacje do dalszej pracy. Razem z nim stworzyliśmy nawet bit dla PLK, ale niestety finalnie ten numer nie ujrzał światła dziennego. Naturalnie ważne były dla mnie również pierwsze kooperacje z takimi artystami jak Kaz Bałagane, TUZZA, czy ostatnia współpraca z Chrisem Carsonem i 808bros przy numerze Urwis na projekt Gedza.
„Yamaha HS7 to monitory, które cieszą mnie swoim brzmieniem. Zainwestowałem w laptopa MSI z 8 GB RAM-u oraz procesorem i5, co dawało większe możliwości”
Często wchodzisz w takie producenckie kooperacje, jak to wygląda w praktyce?
Generalnie, bardzo rzadko spotykam się z innymi ludźmi w studiu, więc całe to zamieszanie z koronawirusem niewiele zmieniło w moim modelu pracy. Szczerze mówiąc lepiej czuje się siedząc samemu w domu i spokojnie pracując. Być może produktywność w studiu, kiedy artyści napędzają siebie nawzajem jest większa, niż podczas samodzielnej pracy, ale jak mam coś do zrobienia to wolę po prostu zamknąć się w pokoju. A jeśli chodzi o jakiś podział obowiązków to w takich kooperacjach zawsze stoję za melodią. Jeżeli pracuje nad swoim własnym bitem to też niezwykle rzadko zdarza się, żebym użył cudzej melodii.
Na czym w takim razie powstają te melodie?
Zdecydowanie najczęściej na Omnisphere, które oferuje przeogromny wybór dźwięków, choć zdaje sobie sprawę, że niektóre z nich zostały już wykorzystane na wszelkie możliwe sposoby. Sięgam również po syntezatory od marki u-he jak Diva i Repro, czy z Arturii Analog Lab, szczególnie ich emulacji Mini i Propheta. Od niedawna używam również jako wtyczki Reasona i tam też są świetne syntezatory np. Europa czy Thor.
Używasz sampli?
Nie, raczej nie. Sam tworzę minutowe, lub dwuminutowe kompozycje, gdzie przenika się kilka różnych warstw. Można więc powiedzieć, że sam tworzę sobie sample. Oczywiście to nie jest to samo, co wyciągnąłbym z winyla z lat 60., ale i tak jak sądzę wychodzą z tego ciekawe rzeczy, które mógłbym z kolei porównać do elektroniki i popu z lat 80-tych. O ile same linie melodyczne są bardziej podobne do typowo trapowych melodii, tak sound design jest już kompletnie inny, bo oparty w dużej części na analogowych syntezatorach. Przez to klimat moich produkcji może być określany jako retro i to też jest znak rozpoznawczy moich produkcji.
Taki tryb pracy, gdzie współpracuje ze sobą kilku producentów i każdy odpowiada za inny element to jest coś czego chyba jeszcze kilka lat temu w rapie nie było.
W rapie na pewno, ale jak spojrzymy na to w jaki sposób powstawały hity muzyki popowej czy rocka to zobaczymy, że przy pracy nad wieloma z nich brało udział kilku producentów. W trapie taka współpraca również się sprawdza, ponieważ każdy z biorących udział w projekcie może się skoncentrować na tym w czym najlepiej się czuje. U mnie tak jest z melodiami.
Nie miałeś wątpliwości co do tego, że powinieneś zajmować się właśnie nimi?
Żadnych. Tworzenie nowych melodii przychodzi mi naturalnie. Jeśli zrobię 3 bity w ciągu jednego dnia to jest to już dla mnie bardzo dużo, a melodii potrafię stworzyć nawet 15. Poza tym to właśnie dzięki takiej wąskiej specjalizacji udało mi się dotrzeć do naprawdę „dużych” artystów z USA. W polskim środowisku producenckim jestem już wielu osobom znany, ale dla przeciętnego słuchacza póki co pozostaje raczej anonimowy.
Tworzenie nowego podkładu zawsze zaczynasz od melodii?
Zawsze. Dużą wagę przykładam również do sound designu, oraz zabawy efektami. Nawet jeśli biorę na warsztat bardzo „suchy” dźwięk to i tak potrafię sprawić, aby finalnie brzmiał zupełnie inaczej niż na początku. Na koniec dodaje perkusje, a całość zajmuje mniej więcej pół godziny. Nauczyłem się, że nie ma co spędzać zbyt dużo czasu nad pojedynczym bitem. Zauważyłem, że raperzy z USA zdecydowanie wolą proste bity, gdzie jest dużo miejsca na wokal. Bardziej skomplikowane i progresywne rzeczy lepiej zachować na bezpośrednią współpracę w studiu. Póki co takie produkcje wrzucam na mojego YT i to miłe, jeśli komuś się spodobają, ale jednak nastawiam się przede wszystkim na to, aby ukazywały się moje numery z raperami.
Poświęcasz stosunkowo niewiele czasu na tworzenie bitów. Taka umiejętność sprawnego zamykania numerów przyszła z czasem?
Kiedyś rzeczywiście miałem problem z tym, żeby skończyć numer, ponieważ zawsze chciałem coś jeszcze dodać. Prawda jest jednak taka, że im więcej rzeczy pojawi się w bicie, tym mniej miejsca pozostanie dla rapera. Artyści do których kieruje bity koncentrują się na tym, aby być melodyjnymi i trzeba im po prostu zostawić do tego przestrzeń.
W jaki sposób udało Ci się nawiązać kontakt z tyloma zagranicznymi artystami?
Wszystko nabrało tempa, kiedy w 2017 roku wyszedł album od 88GLAM w wytwórni XO, prowadzonej przez The Weekend. Jak usłyszałem tamten materiał to zwariowałem! Wtedy nie do końca wiedziałem w jakim muzycznym kierunku chciałbym pójść, a po 88GLAM2 wszystko stało się jasne – to był dokładnie taki klimat jakiego szukałem. Jak tylko wypuścili ten projekt zacząłem wrzucać do sieci bity opisane jako „88GLAM Type Beat”, co zaowocowało niezłymi wyświetleniami. Starałem się również dotrzeć do ich otoczenia, więc wysyłałem moje rzeczy do ich managmentu, oraz zaprzyjaźnionych z nimi producentów. Na moje wiadomości na instagramie odpowiedział Villa Beatz, a więc producent ich pierwszego hitu Bali, oraz jednocześnie osoba odpowiedzialna za miks całej płyty. Rozpoczęliśmy współpracę w ramach której wysyłałem głównie melodie, ale z czasem również całe produkcje. Miałem być już na ich drugim albumie, ale finalnie na tydzień przed premierą numer, który współprodukowałem został zamieniony na inny. Bardzo szkoda, bo poza mną była tam też WondaGurl, a więc producentka Travisa Scotta i Bijan Amir, czyli bitmejker, który razem z Metro Boomin wyprodukował numer Rick Flair Drip. To była pierwsza naprawdę „duża” rzecz w której brałem udział, choć finalnie nie wyszła. Odpowiadałem w tym numerze za większość warstwy melodycznej, co zajęło mi około 5 minut pracy w Omnisphere. Niedługo później zabrakło też szczęścia, bo razem z Villa Beatz stworzyliśmy jeszcze numer, który miał wylądować na soundtracku do filmu Creed 2. Niestety został za późno wysłany do producenta wykonawczego… Bardzo nieszczęśliwie się to wszystko ułożyło, bo już w 2018 mogłem mieć dwa poważne numery na koncie, które na pewno otworzyłyby drogę do kolejnych ciekawych kooperacji.
Mimo wszystko współpraca z Villa Beatz otworzyła Ci dalsze drzwi?
Niekoniecznie, ponieważ nie ograniczałem się jedynie do kontaktu z nim, a cały czas podbijałem do innych producentów. Kluczowym momentem dla wszystkiego co dzieje się teraz była współpraca z PVYSO, który w pewnym momencie zaczął mieć dostęp do coraz większych artystów. Napisał do mnie, że będzie brał melodie tylko ode mnie, bo pracowaliśmy razem na wczesnym etapie zarówno mojej jak i jego kariery. Z niektórych paczek, które mu wysyłałem zaczęły wychodzić numery ze Swae Lee. Dziś tych kawałków jest już naprawdę sporo, mam kontakt z jego managerem i regularnie wysyłam im nowe rzeczy. Z tego co wiem jest bardzo duża szansa, że moje produkcje trafią na jego album. To jest dla mnie aktualnie zdecydowanie najważniejszy kierunek.
Na Twoim instagramie pojawia się sporo ujęć ze studia i fragmentów tych kawałków.
W sumie uzbierało się pewnie już 20 numerów, które Swae Lee nagrał na współprodukowanych przez mnie bitach. Tyle, że on nagrywa naprawdę dużo kawałków – gdzieś na Twiterze pojawiła się informacja, że przy pracy nad poprzednim albumem powstało kilkaset zalążków utworów. A więc nasze 20 kawałków tak naprawdę może nic nie znaczyć. W większości z tych numerów są moje melodie, a za perkusje odpowiada ktoś inny. Z tego co widzę do połowy tego roku nowa płyta Swea Lee powinna już wyjść.
Niedawno wrzuciłeś też informacje, że odrzuciłeś kontrakt z dużą wytwórnią, możesz zdradzić więcej szczegółów?
Głównym powodem dla którego nie przyjąłem tej oferty były niekorzystne warunki. Zdawałem sobie sprawę z dużych korzyści jakie miałbym po podpisaniu kontraktu, ale jestem osobą bardzo ceniącą sobie wolność artystyczną. Póki co wolę pozostać wolnym strzelcem, bo nie jestem też pewien czy praca dla wytwórni jest tym co faktycznie chcę robić. Oferta jaką otrzymałem byłaby naprawdę dobra dla kogoś kto ma bardziej profesjonalne i elastyczne podejście. Ja w kwestiach muzycznych zawsze stawiam na swoim i współpracuje jedynie z osobami, które mnie inspirują. Nie jestem kimś kto na siłę szuka artystów do współpracy. Wręcz przeciwnie, pracuję tylko z ludźmi, których słucham na co dzień.