Barto’Cut12 - Nie używam sampli pociętych przez innych
Barto’Cut12 wspólnie z Hadesem stworzyli jedną z lepszych płyt hip-hopowych w 2019 roku, a za moment na rynku ukazać się ma jego kolejny solowy album, czyli Sztuczne Kwiaty. Producent pochodzący z Jastrzębia-Zdroju opowiada nam o swoich pierwszych doświadczeniach z produkowaniem muzyki, pracy zarówno w środowisku cyfrowym jak i na hardware, oraz czasochłonnej postprodukcji.
Pod koniec ubiegłego roku ukazał się solowy album Hadesa pt. Combo, który prawie w całości wyprodukowałeś. W jaki sposób powstawał ten materiał?
Barto’Cut12: Całość została zarejestrowana podczas paru kilkudniowych sesji w studiu na warszawskim Esende (Osiedle Służew Nad Dolinką – przyp. red.). Wstawaliśmy wcześnie rano, żeby Hades mógł odwieźć dziecko do przedszkola i ogarnąć swoje sprawy, a później siedzieliśmy do późnych godzin nocnych i wspólnie pracowaliśmy nad tym materiałem. Bardzo miło wspominam tamten okres. Korzystałem z FL Studio, klawiatury M-Audio Oxygen 25 oraz padów Akai MPD 26.
Combo to trzeci solowy album Hadesa. Raper wcześniej współpracował najpierw z Galusem a później z Emade. Jak się czujesz w takim towarzystwie?
Szczerze mówiąc, ciągle jest to dla mnie duży szok, bo debiut Hadesa Nowe Dobro To Zło jest w moim osobistym rankingu jednym z trzech najlepszych krążków w historii polskiego rapu. Poza samą produkcją, na równie wysokim poziomie jest rap Hadesa, który na NDTZ wspiął się na wyżyny i chyba stworzył wtedy swoje opus magnum. Gdy miałem 16 lat, razem ze składem Kilka Właściwych Kroków mieliśmy nawet zagrać support przed jego koncertem, ale ostatecznie nie przyjechał. A już wtedy chciałem zagadać go o jakąś współpracę. Później Hades sam odezwał się do mnie po wydaniu mojego debiutu Rookie – napisał, że bardzo podobają mu się produkcje na tej płycie. Osobiście natomiast poznaliśmy się przy okazji projektu Ramen, który tworzyłem razem z Biakiem, Rakiem i Tomasiną. To wszystko finalnie doprowadziło do naszej współpracy nad albumem Combo.
Sam zająłeś się postprodukcją tego materiału?
Tak, jakiś czas temu wszedłem w ten temat tak samo mocno jak kiedyś w produkcję bitów. Jaram się nadawaniem brzmienia i cieszę się, że mogłem zmiksować i zmasterować Combo. Słuchając tego albumu uważam, że brzmi naprawdę bardzo dobrze. Zarówno miks jak i master wykonałem w Studio One 3, korzystając głównie z pokładowych wtyczek. Poza tym używałem kilku darmowych pluginów, takich jak np. Baxter EQ, Thrillseeker XTC/VBL, Acustica Audio Red EQ czy Nasty VCS. Chętnie sięgam po bezpłatne wtyczki, ponieważ wiele z nich jest naprawdę dobrej jakości, choć bywają niedoceniane. Podobnie szukam mniej znanych darmowych syntezatorów VST, które bywają nawet lepsze niż niektóre wirtualne instrumenty „topowych” producentów. W internecie można znaleźć prawdziwe perełki. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie żebym mógł oddać moje rzeczy do miksu komuś innemu. Myślę, że jedyną osobą, której zaufałbym w tej kwestii jest DJ Eprom, albo NOON, bo to absolutna pierwsza liga, jeżeli chodzi o brzmienie. Ostatnim przypadkiem, kiedy ktoś inny zajął się miksem moich numerów, była płyta Rookie i dzisiaj oceniam, że brzmi ona średnio.
Nie zmienia to jednak faktu, że wówczas zrobiłeś swoim debiutem sporo zamieszania. Miałeś jakieś obawy przed wydaniem tamtego materiału?
Pewnie, były one głównie związane z moją wadą wymowy. Zresztą płyta Rookie początkowo miała nazywać się właśnie Nie Umiem Mówić R. Zatem bałem się, że ludzie będą się ze mnie śmiać i pewnie na początku faktycznie tak trochę było, ale dość szybko zamknąłem usta wszystkim krytykom. Mój bit pojawił się na EP-ce 7 rapera Otsochodzi, która wyszła nakładem Lekter Records, więc jakiś czas później odezwałem się do chłopaków z tej oficyny i wysłałem im mój materiał. Potem mówili mi, że byli naprawdę w ciężkim szoku, kiedy usłyszeli moje numery.
Na jakim sprzęcie wtedy pracowałeś?
Głównie w FL Studio oraz na Rolandzie SP-606. Zaczynałem bodajże od FL Studio 6, gdzie na playliście zamiast amplitud były klocki i wyglądało to trochę jak w Tetrisie. Szczególnie w pamięć zapadło mi przejście z wersji 7 na 9, która na długi czas stała się moją ulubioną. Gdzieś czytałem, że nawet Metro Boomin do dzisiaj robi bity na FL Studio 9. Natomiast jeszcze za dzieciaka znalazłem w dobrej cenie Rolanda i mama zgodziła się mi go kupić. Jak przyszła paczka i chwyciłem ten sampler, to odłożyłem go dopiero nad ranem. Całą noc czytałem instrukcje razem z Google Tłumacz i dłubałem.
W podobny sposób uczyłeś się obsługi FL Studio?
Zdecydowanie nie. Tutoriale zabijają kreatywność i przez to wiele utworów brzmi bardzo podobnie do siebie. Jedyny jaki widziałem to ten, w którym pokazano w jaki sposób używać FPC (Fruity Pad Controller – przyp. red.), tak aby dźwięki uderzane w pady nie nawarstwiały się i nie powtarzały. Wcześniej sam to ucinałem, ale później okazało się, że to bardzo proste. Jednak wcześniej produkcję muzyki traktowałem przede wszystkim jako zabawę, więc wszystkie funkcje odkrywałem na własną rękę. Na pewno poświęciłem na to więcej czasu niż gdybym postępował zgodnie z instrukcją, ale z drugiej strony stworzyłem swój własny workflow. Dzięki temu też wyrobiłem sobie swój własny styl, który z każdym nowym bitem jest coraz bardziej „słyszalny”. Długo nad tym pracowałem, aby osiągnąć własne brzmienie i vibe.
Poszerzasz swój warsztat o nowe narzędzia na bieżąco? Już jakiś czas temu pojawił się kontroler do FL Studio.
Odkąd pojawił się Push, to co roku czekałem aż coś podobnego wyjdzie do FL Studio! Przez to, że pracowałem nad Combo, nie miałem czasu, żeby się do tego zabrać. Więc jak już kupiłem Akai Fire, to spędziłem nad nim całą noc, podobnie jak lata temu z Rolandem SP-606. Z czystym sumieniem mogę polecić Fire każdemu kto pracuje w FL Studio. Jedyny moment, w którym użyłem myszki podczas produkcji, to przerzucenie sampla na Slicex. Cała reszta odbyła się bez jednego kliknięcia. Chciałem w końcu zrobić bit bez myszki w FL Studio i udało się. Chciałbym zabrać Akai Fire również na koncerty, bowiem jego tryb Performance idealnie się do tego nadaje.
Swoje pierwsze produkcje budowałeś w oparciu o paczki sampli z internetu, czy robiłeś też taki klasyczny digging?
Miałem okres klasycznego „szperania” w małym, bardzo klimatycznym sklepie z płytami. To było jeszcze w gimnazjum. Zamiast pakować książki do plecaka i iść do szkoły, to ja brałem Rolanda SP-606, przenośny gramofon oraz kable i ruszałem na poszukiwania sampli. Bywało, że właścicielka nie chciała mi otworzyć, tylko mówiła żebym szorował na lekcje. Sama miała imponujące pojęcie o muzyce i jak już zdradziłem jej po co przychodzę to nieraz doradziła mi, gdzie znajdę ciekawe dźwięki. Siadałem w kącie z kilkoma winylami i sprawdzałem je po kolei. Nie miałem wtedy pieniędzy, ale właścicielka sklepu pozwalała mi samplować te płyty za darmo. Na samplerze miałem 512 MB i za każdym razem zapełniałem całą kartę. Sporo brzmień, które słychać na Rookie pochodzi właśnie z tamtych płyt. Jednocześnie uważam, że już minęły czasy, kiedy O.S.T.R. mógł cisnąć Zeusowi, że ten sampluje pliki mp3. Kiedyś być może słychać było tę różnicę, ale dzisiaj są takie emulatory gramofonów, że możesz dać nawet plik 256 kbps, przepuścić go przez VST i w ten sposób powstanie zupełnie nowy dźwięk. A wszystko polega na tym, żeby zrobić nowy dźwięk ze starego. Fakt, że jest „brudny”, to dla mnie jeszcze lepiej. Mogę powiedzieć, że cięcie sampli z plików mp3 jest u mnie na porządku dziennym. Jestem ortodoksyjny tylko w jednym – nie używam sampli, które pocięli już inni producenci.
Skąd u Ciebie „zajawka” na hardware?
O tym, że w ogóle istnieje coś takiego jak sprzęt, dowiedziałem się z kawałka O Robieniu Bitów O.S.T.R-ego, gdzie nawija m.in. o Akai MPC 60. Zupełnie nie wiedziałem co to – wyglądało jak kasa fiskalna, więc byłem przekonany, że kosztuje grosze. Wchodzę na Allegro, a tam MPC 2000XL wystawione za kilka tysięcy... Taki sprzęt musiał więc pozostać w sferze marzeń.
Musiałeś zadowolić się Rolandem SP-606.
Tak, ale spełnił on moje oczekiwania do tego stopnia, że zupełnie porzuciłem wtedy FL Studio. Jedyne co mnie denerwowało w tym samplerze to fakt, że nie było możliwości stworzenia folderów na karcie. Musiałem więc wszystko skrupulatnie podpisywać, żeby później szybko znaleźć to, czego potrzebuje. Do tego też pitch, zmiana tonacji, była typowa dla Rolanda. W SP-404 SX jest już podobno dużo lepiej, ale wtedy używając jakiegoś odstrojenia musiałem skorzystać z resamplingu. Była to żmudna praca, bo jeśli coś nie pasowało, trzeba było powtarzać do skutku.
Ostatecznie miałeś okazje pracować na Akai MPC?
Jasne. Kiedy wypuściłem mój pierwszy beat-tape na YouTube odezwał się do mnie Kamgur, który mieszkał 10 km dalej i zaprosił mnie do siebie do studia. Przez telefon powiedział mi, że ma MPC 2000, więc następnego dnia od razu po szkole wsiadłem w autobus i pojechałem do niego na Pawłowice. Jak dotknąłem tego sprzętu to wiedziałem, że muszę zrobić na nim bit. Udało się, chociaż nie było łatwo, bo połowa ekranu LCD była rozpikselowana. Miałem wtedy dużą „podjarkę” na DJ Shadowa i DJ Krusha. Tak też wspominam tamten czas – była zima i ciągle jeździłem na Pawłowice, żeby robić muzykę. Gdyby nie Kamgur, nie poznałbym Michała (Peepz), który jest moim hypemanem i razem otworzyliśmy studio. Dziś nie zagram już bez niego koncertu, zwłaszcza że teraz doszedł nam jeszcze perkusista – traktujemy naszą muzykę bardzo poważnie.
Mogę powiedzieć, że cięcie sampli z plików mp3 jest u mnie na porządku dziennym. Jestem ortodoksyjny tylko w jednym – nie używam sampli, które pocięli już inni producenci.
Perkusja podczas takich występów jest już tylko „żywa”?
Bębny są zarówno żywe jak i z komputera – takie połączenie daje mocnego kopa całej produkcji, w szczególności, kiedy nasz perkusista Adaś idealnie odwzorowuje daną pętlę ułożoną wcześniej w FL Studio. Poza pełnieniem roli perkusisty, zastępuje nam także didżeja, korzystając z Traktor Pro 3. Nadaje się ono idealnie do „zmiany” bitów w sytuacji, kiedy jedna osoba łączy takie dwa zadania. Przyznam, że od zawsze byłem sceptycznie nastawiony do rapowych koncertów granych z live bandem, ale po kilku próbach mogę powiedzieć, że już to uwielbiam.
Taka formuła koncertów zmieniła jakoś Twoje myślenie o kawałkach podczas pracy w studiu?
Nie ma to znaczenia, aczkolwiek czasami myślę, żeby zrobić kiedyś całą EP-kę z żywymi instrumentami w klimacie lo-fi indie, typu Mac DeMarco czy Puma Blue. Strasznie jaram się tego typu brzmieniem.
Mówiłeś przed chwilą, że zaangażowałeś się w otwarcie studia nagrań.
Tak, trzy lata temu razem z Michałem założyliśmy studio Kwerenda, choć początkowo było ono raczej „domowe”. Przełomem było wydzielenie dwóch pomieszczeń – reżyserki oraz przestrzeni do miksowania i masteringu. Aktualnie przebudowujemy studio zarówno wizualnie, jak i odświeżamy sprzęty, którymi dysponujemy. Mamy zamiar kupić nowy lampowy mikrofon MXL V69 Mogami, interfejs Presouns Audiobox 1818 VSL (potrzebujemy więcej wejść, ponieważ chcemy zacząć nagrywać żywe instrumenty), oraz kompresor ART Pro VLA II. Dotychczas pracowaliśmy z interfejsem Roland UA55, mikrofonami MXL 2003, Superlux CM-H8A, Shure SM58 oraz całą gamą kontrolerów takich jak Tascam US-428, Korg NanoKontrol2, Akai MPD32, MPD26, Fire, Alesis Key 49 i M-Audio Oxygen 25. Do tego słuchawki Beyerdynamic DT 770 PRO, Presounus HD9 i oprogramowanie Studio One 3 oraz FL Studio 20. Plus gramofony oraz wiele wtyczek. W założeniu studio miało służyć przede wszystkim nam oraz członkom założonej przez nas wytwórni BUMP’12, lecz powoli stajemy się profesjonalnym studiem nagraniowym, które może służyć również osobom „z zewnątrz”.
Czym jest BUMP’12?
BUMP’12 powstało w 2017 roku z myślą o kolektywie i hip-hopowej „zajawce” wśród naszych znajomych, jednak od pół roku jesteśmy już niewielką wytwórnią dla wszystkich. Staramy się, aby nasze nagrania dotarły do jak największej liczby osób. Naszą domeną jest przede wszystkim nietuzinkowe i ambitne brzmienie młodych artystów. Stawiamy tylko na autorską muzykę – nie ma u nas miejsca na „kradzione” bity. W czasach, kiedy duże wytwórnie chcą nam nachalnie wcisnąć muzyczną papkę, my prezentujemy naprawdę wszechstronnych artystów i ich twórczość. BUMP’12 to nowa muzyka z oldschoolowymi zasadami. Pod naszym szyldem wydaje coraz więcej osób, mamy w planach opublikować w 2020 roku sporo płyt.
Najciekawsze projekty oficyny BUMP’12
1.
Peepz
Pierwsza „śpiewana” EP-ka współtwórcy BUMP’12, klimatami zahaczająca o obecną muzykę Kid Cudi. Zaczął produkować pod moim okiem i uchem – wciągnął się do tego stopnia, że można śmiało powiedzieć, iż jest pełnoprawnym producentem. Pracuje na FL Studio. (fot. Barto’Cut12)
2.
Nagłośnienie
Duet młodych artystów z Łodzi. Polecam sprawdzić ich EP Zły Obywatel. Jest to mocna i nietuzinkowa rzecz na scenie polskiego rapu.
3.
Dawid Borysiewicz
Raper ze Szczecina, którego EP-ka The Moth jest zakorzeniona w truskulowych brzmieniach. Na jego albumie znajdują się m.in. Miroff i DJ Eprom na gramofonach. (fot. Nina Kupis)
4.
Sydoz
Wandalizm Elementem Kultury to pierwszy album tego 19-letniego rapera z Żor. Wyprodukowałem praktycznie cały album, a resztę bitów stworzył brat Sydoza. Brzmieniowo podchodzi pod amerykański boom-bap oraz dzisiejszy beast coast.
5.
Kobyła
Pablito to drugi album rapera z Jastrzębia-Zdroju, niemal całkowicie wyprodukowany przez producentów z USA. Paweł jest także wokalistą, a jego zabawy wokalne na bitach z zachodu idealnie nadawałyby się do radia.
Czemu do pracy w studiu wybrałeś Studio One 3?
Moim zdaniem nie ma lepszego, jeśli chodzi o nagrywanie wokali, a poza tym jest bardzo intuicyjny i prosty. Ma też świetne wtyczki – EQ, kompresor, limiter, czy przester Red Light, który jest idealny zarówno do wokali jak i instrumentów. Ostatnio sprawdziłem sobie jak wygląda darmowy Cakewalk i też jest fajny, ale nie aż tak intuicyjny. W Studio One naprawdę wszystko idzie łatwo ogarnąć, poza tym mogę uruchomić sobie aplikacje Studio One Remote i pracować na tablecie. Zresztą, jeśli już mówimy o aplikacjach, to ostatnio pobrałem Auxy i teraz od początku do końca mogę robić bity na telefonie. Tam tworzę szkice muzyki elektronicznej – techno i ambientów. Chciałbym za jakiś czas wypuścić beat-tape z takimi brzmieniami.
Takie stylistyki nie są raczej popularne wśród raperów.
To prawda, ale słucham naprawdę różnej muzyki – w zasadzie wszystkiego poza disco-polo. Lubię skakać między stylami, bo inaczej bym się zanudził. Nie potrafiłbym robić ciągle tego samego i nie rozumiem takiego podejścia. Dziś jestem po prostu miłośnikiem muzyki, a słuchając wielu gatunków jestem w stanie połączyć praktycznie wszystko. W pracy nad numerem zawsze staram się najpierw osłuchać z danym samplem, a później odpowiednio się o niego „zatroszczyć” – zaraziłem się tym od DJ Shadowa. Myślę, że to wszystko odróżnia mnie od moich kolegów producentów i na mojej nowej płycie Sztuczne Kwiaty będzie to słychać.
Sztuczne Kwiaty powstają już przeszło dwa lata. Z czego to wynika?
Najwięcej czasu zajmuje mi aranżacja, ponieważ to jest dla mnie najważniejsza część całości. Zacząłem się tym interesować jakieś 4 lata temu, słuchając zagranicznych rapowych płyt. Kanye West jest tutaj doskonałym przykładem, bo on ma takie aranżacje, które się zwyczajnie nie nudzą. Tyle, że nad jego płytami pracuje przynajmniej kilku „aranżerów” a ja pracuję sam. Mogę powiedzieć, że Sztuczne Kwiaty są już „mielone” któryś raz – dla mnie ten krążek musi mieć idealne proporcje. Jeżeli chodzi o sam szkielet bitu to potrafię go stworzyć w 10 minut – rzadko zaczynam od perkusji, raczej na początku jest sampel. Sądzę, że zaczynając od perkusji traci się rytmikę, bo przecież później i tak trzeba będzie modyfikować bębny tak, aby pasowały do sampla. A jak zaczynasz od próbki to najpierw jej słuchasz, tworzysz pętlę, dodajesz melodie i perkusja sama układa się w głowie.
Jaka to będzie płyta?
Z pewnością będzie to „inna jazda” niż moje dotychczasowe płyty. Jeżeli chodzi o najbardziej wyraźne różnice to na pierwszy plan wysuwa się warstwa liryczna a później sam wokal. Zastosowałem tam sporo efektów i nie chodzi mi tylko o znany wszystkim auto-tune. Mogę z czystym sumieniem przyznać, że staram się stworzyć coś, czego w polskim rapie jeszcze nie było – połączyć klasyczną muzykę elektroniczną z rapem. Oczywiście nie znaczy to, że cały album będzie utrzymany w takiej konwencji. Całość jest mieszanką przeróżnych gatunków – jest to podróż do wielu zakątków muzyki – od „niuskulowego” rapu, aż po rdzenne afrykańskie śpiewy. Myślę, że w końcu dojrzałem, aby wypuścić tak poważny krążek jak Sztuczne Kwiaty.