808bros - Nasza muzyka to eksperymenty łańcuchów VST
Mamy wrażenie, że płyta YNMH od duetu 808bros to jeden z najbardziej przegapionych krążków w tym roku. Gedz i LOAA stworzyli świetny instrumentalny materiał, jednak z różnych powodów nie spotkał się z takim zainteresowaniem na jaki zasługiwał. W naszej rozmowie pytamy producentów jak ta sprawa wygląda z ich perspektywy, ale koncentrujemy się również na okolicznościach w jakich powstawała płyta oraz głęboko wnikamy w struktury ich kawałków.
Pamiętacie, kiedy po raz pierwszy usłyszeliście charakterystyczne brzmienie Rolanda TR-808?
LOAA: Nie pamiętam konkretnego momentu, ale zapewne były to okolice końca gimnazjum, a więc 2012 rok. Zaczynałem wtedy bardziej świadomie słuchać muzyki elektronicznej, bo wcześniej interesowały mnie jedynie gatunki, w których dominowały gitary. Mógł to być np. SBTRKT, albo coś innego z ówczesnego popu, choć wówczas nie wiedziałem jeszcze czym jest Roland TR-808. Natomiast kiedy już wgryzłem się w ten temat i poznałem historię tej maszyny perkusyjnej to szczerze mówiąc nie od razu przypadła mi ona do gustu. Na początku mojej producenckiej przygody takie sprzęty wydawały mi się „reliktami przeszłości”, a z kolei jako przyszłość traktowałem wtyczki VST i możliwości jakie oferowały.
GEDZ: Pierwsza styczność z 808 to koniec gimnazjum, ale w moim przypadku było to już... 15 lat temu [śmiech]. W tamtym okresie bardzo nieufnie podchodziłem do elektroniki i w ogóle każdy jej rodzaj potocznie określałem jako „techno”. Totalnie nie miałem pojęcia czym to tak naprawdę jest, a wszystko co miało metrum 4x4 z miejsca była dla mnie passé. Od samego początku jednak Roland TR-808 kojarzył mi się przede wszystkim z rapem. Nie wiem czy to przez Planet Rock od Afrika Bambaataa, czy przez moje southernowe zapędy, ale tak właśnie było. Dźwięki z tego sprzętu od razu zrobiły na mnie ogromne wrażenie i bez wątpienia odcisnęły piętno na moich późniejszych działaniach muzycznych. Sporo czasu zajęło mi nazwanie tych brzmień, bo wtedy internet nie podawał wszystkiego na tacy jak dzisiaj. Dość powiedzieć, że YouTube nawet nie raczkował, ponieważ nie miał jeszcze roku.
Koniec gimnazjum to też moment, w którym pojawiły się myśli, żeby bardziej zainteresować się produkcją muzyki?
G: To było jakoś wtedy, gdy miałem 15-16 lat. Moja pierwsza styczność z generowaniem dźwięków to był program Hip Hop eJay. Niestety nigdy nie uczęszczałem na lekcje gry na instrumencie – jestem samoukiem i momentami żałuję, że nie podjąłem w związku z tym żadnych kroków.
L: Ja uczęszczałem na prywatne lekcje gry na gitarze, więc miałem podstawową wiedzę na temat teorii muzyki. Później wszystko potoczyło się standardowo, a więc grałem w kilku „garażowych” zespołach. Miałem więc okazję wystąpić w paru klubokawiarniach i na mniejszych warszawskich scenach. Później mocniej zainteresowałem się muzyką elektroniczną i kolega zaproponował mi udział w Akademii Dźwięku. Tam poznałem Abletona i jak mawiają – „reszta jest historią”. Wspólnie z dwójką znajomych założyłem zespół SVRD, w którym byłem odpowiedzialny za warstwę elektroniczną. To był dla mnie bardzo owocny okres – wiele nauczyłem się w kontekście kompozycji, współpracy z innymi i łączenia różnych wizji. Wszystko skończyło się wraz ze studiami, bo każde z nas wybrało inne miejsce i nie widzieliśmy wtedy szans na zdalną kontynuację współpracy.
Współpracowaliście ze sobą zanim jeszcze powstał duet 808bros. Jak się poznaliście?
L: W 2016 roku przeprowadziłem się do Gdańska na studia. W tamtym czasie znałem niewielu ludzi w przemyśle muzycznym, ale jednym z nich był CatchUp, który napisał do mnie kiedyś na Soundcloudzie. Początkowo sądził, że nie jestem Polakiem, ale miło się zaskoczył [śmiech]. W każdym razie, po mojej przeprowadzce nad morze, przedstawił mnie Kubie jako dobrego producenta, z którym warto byłoby coś pokombinować. Na początek dostałem do zrobienia remiksy utworów ZNVKI i Poltergeist. Wyszło na tyle dobrze, że Kuba zaproponował mi udział w tworzeniu 247365. Okazało się, że świetnie się dogadujemy, więc decyzja o stworzeniu wspólnego projektu przyszła naturalnie.
G: Dodam tylko, że wszystko zaczęło się od tego, że CatchUp zrobił muzykę do numeru Freon na album AMEBA, który wydaliśmy w roku 2016. Wtedy zaczęliśmy nieco bardziej intensywnie rozmawiać o muzyce i „zajawkach”, które nami kierują przy tworzeniu kolejnych produkcji. To działo się dosłownie na chwilę przed wypuszczeniem pierwszego albumu producenckiego, czyli Limitless808. Jakoś w marcu następnego roku graliśmy zamknięcie trasy z okazji krążka AMEBA w sopockim Sfinks700. Koniec końców wyszło tak, że impreza była podzielona na koncerty i DJ-sety osób związanych w tamtym okresie z naszym kolektywem NNJL. LOA (jeszcze wtedy bez drugiego A w pseudonimie), jako jedyny spoza naszego kręgu, został zaproszony do zagrania seta. Później zrobił remiksy, o których mówił i mocniej zaczęliśmy działać razem. Ostateczny kształt projektu 247365 to w dużej mierze jego zasługa. Zrobiliśmy przy okazji tamtej płyty tak dużo muzyki, że naturalnie przeszliśmy do współpracy jako duet. Brakowało nam tylko nazwy...
Dlaczego zdecydowaliście się nazwać w ten sposób Wasz duet? Nie wydaje się Wam, że brzmienia 808 są już nieco wyeksploatowane?
G: A które brzmienia takie nie są? Szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Nie odbieram muzyki czy poszczególnych brzmień w takich kategoriach. Wszystko to tylko kwestia sposobu „podania dania”. Jeśli jesteś dobrym kucharzem to przyrządzisz coś smacznego nawet z tego co się ludziom przejadło.
L: Dla mnie 808 w nazwie wskazuje na naszą ewidentną inspirację i źródło wielu pomysłów sonicznych. Coraz rzadziej zdarza mi się używać faktycznych brzmień TR-808, ale na co dzień obcuję z próbkami, które nigdy nie powstałyby, gdyby nie ta legendarna maszyna. Muzyka, którą tworzymy w ogromnym stopniu polega na obecności mniej lub bardziej przetworzonego basu, którego początki sięgają tej maszyny.
Korzystacie z oryginalnego Rolanda TR-808, czy z jego cyfrowych emulacji?
L: Na oryginalnym Rolandzie TR-808 miałem okazje pracować podczas Red Bull Music Academy w Montrealu, ale sam go nie posiadam. Nie wydaje mi się jednak żebym potrzebował akurat tej maszyny perkusyjnej. W planach mam zaopatrzenie się w parę syntezatorów, ale najpierw muszę zorganizować na nie miejsce w domu. Mam bardzo techniczne podejście do produkcji – chciałbym zacząć przygodę z syntezą modularną. Przyglądam się już nawet kilku modułom, np. Rainmaker od Intellijel, czyli delay z 16 niezależnymi generatorami na Tap. A jeżeli chodzi o brzmienia „808”, korzystam przede wszystkim z sampli (zarówno z domyślnych paczek Abletona jak i np. Splice), które później bardzo mocno przetwarzam. Oczywiście zdarza mi się również „wykręcić” brzmienie samodzielnie od zera, np. w Operatorze albo na Xfer Serum.
G: Niespecjalnie przepadam za pracą na sprzęcie. Mam w domu klawisz pełniący też funkcję kontrolera, ale rzadko go używam. Podczas grania na żywo sięgam po Pusha 2 i to wszystko, jeśli chodzi o narzędzia zewnętrzne, z których korzystam. Nie mam zdolności manualnych, więc praca na takim sprzęcie idzie mi opornie. Dlatego też staram się minimalizować problemy [śmiech]. Obaj z Dominikiem używamy pokładowych wtyczek z Abletona, a ja dodatkowo kupiłem kilka innych pluginów. Nasza muzyka to głównie eksperymenty łańcuchów VST. Metoda prób i błędów, ale też i celowych zabiegów.
„Najczęściej gramy z dwóch komputerów z Pushami, które są wpięte do miksera na dwóch wejściach i synchronizują się na żywo” (fot. bpnd.pl)
Rozmawiamy przy okazji premiery YNMH – jak w praktyce wyglądała praca nad tą płytą?
L: Podzieliłbym ją na dwa etapy: pre-Covid i mid-Covid. Pierwszy, o wiele dłuższy od drugiego, bo w sumie trwał dwa lata, to w dużej mierze wspólne spotkania i praca nad albumami Kuby. W trakcie tych spotkań zdarzało się nam zrobić jakąś bazę albo zostawał odrzut z albumu, który później rozwinął się w pełnoprawny utwór 808bros. Często także przerzucamy się projektami zdalnie i po takim „ping-pongu” numery rozwijają się w naturalny sposób. Natomiast drugi etap pracy, już podczas pandemii, zwłaszcza w najcięższym okresie lockdownu, to już tylko „ping-pong” i domykanie projektów jeden za drugim.
G: Ja odbieram to co robimy jako formę jednego wielkiego eksperymentu i filtracji naszych obecnych inspiracji. Często zostawiamy projekty na rok lub nawet więcej i wracamy do nich po czasie, zmieniając 80% ich struktury. Innym razem po prostu je kasujemy. Pracę w projektach ciężko rozbić na to co, kto i kiedy robi. Wielokrotnie „flipujemy” swoje pomysły. Przy projekcie poza tematami związanymi z muzyką byłem w dużej mierze odpowiedzialny za koordynację osób, które zajmowały się postprodukcją, tworzeniem okładki, tłocznią, wizualizacjami, załadowaniem materiału na streamingi, a także przygotowaniem płyty i merchu na sklep.
Od czego z reguły zaczynacie pracę nad nowym numerem?
L: Zazwyczaj od krótkiej, około minutowej bazy, często nawet jednej pętli, którą zaproponuje któryś z nas. Jeśli drugi od razu załapie koncepcję i poczuje w jaką stronę z tym pójść, to jest to najlepsza reakcja jaka może się zdarzyć. Od razu odbijamy projekt i w ciągu kilku dni rozwija się on już znacząco. Zyskuje na głębi, charakterze i dalsze rozwijanie go jest już tylko kwestią czasu, a nie spłodzenia odpowiednich pomysłów. Są też numery, które czekały miesiącami, a nawet i latami, byśmy je odkopali, „przeorali” i zrobili z nich coś „słuchalnego”.
Ile ścieżek mają Wasze numery? Zawsze przy okazji tego pytania wspominam jak NOON powiedział mi kiedyś, że złoty podział to 8 ścieżek...
L: Poczucie tego, jakie środki są potrzebne do wyrażenia się muzycznie to sprawa indywidualna i zależy od samego producenta, gatunku muzycznego i rodzaju produkcji. Wydaje mi się, że na początku, kiedy robi się bity z małej liczby ścieżek każdy zastanawia się, dlaczego topowi producenci mają projekty, gdzie jest ich kilkadziesiąt. Później samemu dochodzi się do poziomu, kiedy faktycznie generuje się bardzo dużo ścieżek, ale to tylko okres przejściowy. Ostatecznie orientujesz się, że nie zawsze jest to potrzebne. Zresztą Ableton i inne DAW-y oferują różne zabiegi, które umożliwiają redukcję liczby ścieżek przez resampling, zamrażanie itp.
Co decyduje o tym, że stwierdzacie, że dany numer jest skończony?
L: Ja chyba nigdy nie mam takiej pewności, choć są pewne wyznaczniki, po których można to stwierdzić. Jeżeli nie ma pozostawionej przestrzeni w miejscach, gdzie nie było to naszym zamiarem, kiedy jesteśmy zadowoleni z sound designu, a sam numer nie jest monotonny i zapada w pamięć, to możemy powiedzieć, że jesteśmy już bliżej końca.
Jak wygląda postprodukcja Waszych kawałków?
G: Staramy się wstępnie miksować nasze utwory tak, by we właściwym miksie niewiele zostało do zrobienia. YNMH było miksowane i masterowane przez naszego dobrego kolegę, Roberta Dziedowicza, który zrobił to naprawdę wspaniale. Nie zmienia to jednak faktu, że jako producenci dążymy do absolutnej samowystarczalności i docelowo chcemy sami zajmować się miksem naszych numerów.
Z jakich odsłuchów korzystacie?
L: Kuba używa Genelec M040, a ja aktualnie używam jego starych odsłuchów, czyli Reloop ADM-5. Jestem z nich zadowolony. Do tego sporadycznie sięgam po standardowe głośniki stereofoniczne z subwooferem od Logitech, ale nawet nie wiem jaki to model. Niedawno wyposażyłem się też w JBL Flip 5. Służy mi on raczej do słuchania muzyki, ale jak już jest, to zdarza mi się również sprawdzać na nim miksy.
Obaj jesteście kojarzeni przede wszystkim z produkcji utworów, w których pojawiają się raperzy. Czym różni się praca nad materiałem instrumentalnym od takiego, który przeznaczony jest dla rapera?
L: Produkcje dla raperów w większości przypadków są dość schematyczne i nie jest to ich wada, a jedynie cecha. Jest zwrotka, refren i czasem jakieś odstępstwa od normy, ale forma, której trzeba się trzymać jest z góry jasno określona. Kompozycyjnie, muzyka instrumentalna to całkiem inny świat, oferujący nieograniczone możliwości. Można się trzymać pewnych ogólnie przyjętych form, ale nie trzeba. Jestem też fanem skupienia się przede wszystkim na sound designie, uzyskaniu specyficznego brzmienia, co oczywiście w przypadku produkcji rapowych jest osiągalne, ale w granicach rozsądku. Muzyka pełni bowiem rolę tła dla głównego przekazu w utworze jakim jest liryka.
G: Akurat tutaj mam nieco zaburzony obraz, bo jestem zarówno raperem jak i producentem. To z jednej strony pomaga, a z drugiej niekiedy tworzy pewne trudności. Łatwo jest paść ofiarą chorej ambicji producenckiej. Przy pracy z wokalami, o czym zdarza się zapominać beatmakerom, liczy się odpowiednia relacja między głosem a muzyką. Tak jak już wspomniał Dominik, aranżacja i miejsce dla wokalisty/rapera to kluczowa kwestia. Nie może być tak, że głos walczy o miejsce z motywami muzycznymi. Mam tu na myśli zarówno nuty jak i brzmienie. Przy tzw. „instrumentalach” możemy pomieszać pięć gatunków muzycznych, bo wtedy absolutnie nic nas nie ogranicza. Możemy używać też innych zabiegów i narzędzi, gdyż nie musimy trzymać się tak w ryzach z częstotliwościami jak przy pracy z wokalami.
Co Gedz chciałby robić jak LOAA, a co LOAA jak Gedz?
L: Chciałbym nauczyć się wstępnie miksować własny wokal, generalnie bardziej dbać o miks i jakość wykręcanych brzmień już na wczesnym etapie produkcji, tak jak Kuba. Ten poziom detali i przywiązanie do jakości dźwięku to zdecydowanie coś, czego mi brakuje, pewnie ze względu na lenistwo. Miewam dużo pomysłów, które chcę zapisać możliwie najszybciej, przez co ograniczam wykonywane zabiegi do koniecznego minimum. U Kuby cenię profesjonalizm w relacjach z artystami, z którymi współpracuje, w co oczywiście wlicza się nasza relacja. Dogadujemy się zarówno na polu kreatywnym, jak i biznesowym, a to nieodrębna część świata muzyki.
G: Chciałbym być bardziej opanowany w procesie miksu, bo często zalewa mnie krew, a Dominik potrafi brać wszystko „na miękko”. Zawsze ceniłem u LOAA liczbę pomysłów na projekt a także lekkość i elastyczność w dopasowywaniu ich pod wokalistę. Dobre w naszej relacji jest to, że dużo dyskutujemy i jesteśmy dla siebie wyrozumiali, przez co wciąż się rozwijamy i uczymy czegoś nowego. Różni nas sporo, ale jeszcze więcej łączy. Każdemu szczerze życzę takiego kumpla.
Premierze Waszej płyty towarzyszyła bardzo skromna promocja, dlaczego?
L: Okres domykania albumu, planowania promocji i samej premiery zbiegł się z kilkoma ważnymi kwestiami w naszych życiorysach, przez co nie byliśmy w stanie poświęcić YNMH odpowiedniej uwagi. Ja kończyłem studia, niedługo później brałem ślub, co wiązało się z organizacją masy spraw, jako że przeczekaliśmy najgorszy okres pandemii i nie rezygnowaliśmy z wesela. Jak na wymiar pracy włożonej w promocję albumu, wydaje mi się, że nie jest tak źle. Wsparło nas sporo znajomych: Lxny, BPND czy Adam Słaboń. Zrobili niesamowitą robotę, jeśli chodzi o wizualny aspekt tego albumu, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni.
„Jestem fanem skupienia się na sound designie, co oczywiście w przypadku produkcji rapowych jest osiągalne, ale w granicach rozsądku” (fot. facebook.com/Gedziulaaa)
Pandemia zapewne pokrzyżowała Wam plany związane z graniem koncertów.
808: Gdyby nie pandemia, to jasne, że gralibyśmy imprezy z tym materiałem. Zwłaszcza, że w zaawansowanych planach i przygotowaniach mamy już kolejny projekt. Warto zatem zrobić podłoże i pograć w różnych miejscach, by ludzie o nas usłyszeli, dać im znać, że produkujemy nie tylko bity dla ich ulubionych raperów. Na razie to tylko DJ sety, chociaż w niestandardowej formie – gramy z Abletona, na dedykowanym kontrolerze, czyli Pushu. Najczęściej gramy po prostu z dwóch komputerów z niezależnymi Pushami, które są wpięte do miksera na dwóch wejściach i synchronizują się na żywo. Co do planów na zmiany w setupie, chcielibyśmy przygotować sobie pewnego rodzaju live performance, ale wymaga to też większej ilości własnego materiału, który można sobie wygodnie zaaranżować w live secie. Na pewno chcielibyśmy, żeby było to coś zupełnie innego i rzadziej spotykanego na polskiej scenie.
Skoro nowy projekt jest już w przygotowaniu to na jakim etapie aktualnie jesteście?
808: Na YNMH daliśmy upust energii i naszym ambicjom w tworzeniu żywiołowej, ciężkiej elektroniki. Kolejny projekt wpisuje się w nieco inną koncepcję muzyki elektronicznej. Sami chcemy odpocząć i dać odetchnąć słuchaczom. Wydaliśmy już album do imprezowania, a teraz pora na album do relaksu po imprezie. Nie chcemy podawać żadnych konkretnych terminów, ale możemy obiecać, że już niebawem będą pojawiać się nasze kolejne produkcje.